poniedziałek, 25 lipca 2016

Moja trzecia TRIFECTA - Spartan Race Beast w Krynicy Zdrój

Po starcie w Koutach założyłam sobie pierwszą dziesiątkę w kategorii open kobiet jako cel na Krynicę i... udało się... :)



Miałam startować o 9:30, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się na zmianę o 15 minut - na 9:45. Chodziło o to, żeby pobiec bez niepotrzebnej spiny, poza grupą, w swoim tempie, żeby nie przypalić się już na samym początku. Miałam do osiągnięcia konkretny cel. Przez ostatnie dwa miesiące (7 tygodni) intensywnie trenowałam, żeby się do niego zbliżyć. Wykorzystałam każdą okazję, żeby pobiegać w terenie urozmaiconym, niezależnie od pogody i opłacało się.
W sumie, przygotowując się do mojego ostatniego Spartana, przebiegłam 290,36 km (+4,64 km nordic walking), zaliczyłam 12 godzin spinningu, 13 godzin treningu TRX, 7 godzin na basenie i jeden trening funkcjonalny.


Na śniadanie zjadłam omleta z trzech jaj, z rodzynkami i żurawiną. Na trasę miałam przygotowane snickersy. Postanowiłam odpuścić sobie żele i tym podobne dopalacze. Co ma być to będzie... podobno...
Przed biegiem zrobiłam obowiązkową rozgrzewkę i ustawiłam się na starcie, nie przy samej taśmie jak to zwykle bywało, ale całkiem z tyłu. Ruszyłam na pełnym luzie, ze świadomością dwudziestu kilku kilometrów w górach i... czekających na mnie przeszkód...
Nie wiem dlaczego na początku miałam problem z wyrównaniem oddechu, może to adrenalina, a może jednak zbyt intensywne tempo marszu. W każdym razie po jakiś dwóch kilometrach w końcu się udało. Jakoś wtedy wyprzedziłam pierwsze osoby z fali, która startowała o 9:30. Gdzieś na czwartym kilometrze minęłam kolejne i się jakoś potoczyło. Fajnie się biegnie ze świadomością piętnastominutowej przewagi. Wiadomo, że wtedy głowa inaczej pracuje.
Dodatkowej motywacji dodało mi to, że po raz kolejny udało mi się wejść na linę. Miałam problem, żeby się na niej zawiesić, bo nogi mi się jakoś dziwnie ślizgały, ale się zaparłam. W połowie długości stwierdziłam, że nie ma bata, nie będę tu robić burpees, podciągnęłam się do samej góry i uderzyłam w dzwonek jak należy. Starałam się bardzo ostrożnie zjechać w dół, ale i tak nie obeszło się bez zadrapań na łydce... this is Sparta ;)
Bez pomocy facetów zdobyłam wszystkie ścianki i z tego też jestem dumna. Myślę, że tu zaowocowały ćwiczenia rąk i pleców na TRXie. Standardowo nie zaliczyłam małpich gajów, ale na to byłam psychicznie i fizycznie przygotowana.
W sumie zrobiłam 150 burpees, co daje 1450 burpees, gdyby zsumować moje wszystkie starty.
Momentami chciało mi się śpiewać, na przykład podczas długiego podejścia na Jaworzynę i na którymś zbiegu. Na zbiegach ciągle przypominały mi się słowa mojego kolegi Janusza - nisko na nogach, usiądź na d... - najważniejsze, że zadziałało...
Dużo czasu straconego na przeszkodach nadrobiłam biegnąć potokiem. Tam gdzie inni uważali, ja poszłam na całość i dzięki temu wyprzedziłam całkiem sporo osób.
Pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie mogłam jeść. Przebiegłam tego Spartana na wodzie i Oshee. Można? No pewno, że można... Dopiero w drodze powrotnej w samochodzie zjadłam dwa duże kotlety... aż mi się uszy trzęsły...
Przez ten bieg na głodnego miałam trochę słabszą końcówkę. Nastawiłam się na kolejne 30 burpees na palikach, ale dzięki motywacji wolontariusza udało mi się zaliczyć tę przeszkodę i miałam kolejny powód do dumy.
Ostatnie podejście będę chyba pamiętać do końca życia i jak zobaczyłam te worki z piaskiem, to myślałam, że padnę i nie dobiegnę do mety. Na szczęście tuż obok zobaczyłam kolegę z maratonu w Dębnie i to mi jakoś dodało sił.
Wiem, że wrzeszczałam, jak biegłam w stronę mety... adrenalina i radość, że to już koniec...
Na trasie miałam fantastyczne wsparcie ze strony moich najbliższych. Dziękuję Wam za to!! Za wsparcie słowem i wodą... za każde "świetnie Ci idzie" dziękuję!!


A wczoraj w ramach odpoczynku fizycznego przełamywałam strach przed wodą na akwenie otwartym i było super!! :)
Dziś potruchtałam dla rozluźnienia mięśni i powoli zaczynam myśleć o kolejnym celu majaczącym na horyzoncie - maratonie w Essen w październiku.
Trzeba chcieć, a chcieć to móc!!

Kinga

piątek, 22 lipca 2016

Jutro obudzę w sobie bestię ;)

Ależ ten czas szybko leci, dopiero co byliśmy w Koutach, a już jutro startujemy w Krynicy. Na pewno nie będzie łatwo. Wygląda na to, że będzie dość ciepło. Organizator zapewnił, że na trasie będzie kilka stacji z wodą... zobaczymy...
Czy jestem przygotowana? Psychicznie i biegowo na pewno tak, siłowo - nie wiem. Ostatnio chodziłam tylko na trx, ale mam nadzieję, że wytrenowałam się na tyle, żeby bez problemu pokonać większość przeszkód.
Motywacji mi nie brakuje i jestem nastawiona na dobrą zabawę, a tu już połowa sukcesu.


Zaopatrzyłam się w bukłak na wodę i snickersy. Dodatkowo na trasie będzie mnie wspierać rodzina. Czy trzeba czegoś więcej? ;)
Nie mogę się doczekać... AROO!!

Kinga

niedziela, 17 lipca 2016

Bude ako nebolo... Oravaman...

Kolejny trening przed zbliżającym się wielkimi krokami Spartan Beast w Krynicy zaliczony...
Tym razem kibicowałam na zawodach Oravaman i przy okazji udało mi się zrobić ponad 16,5 km marszobiegu połączonego z bieganiem. No i co z tego, że padało?


Nie jestem z cukru, więc się nie roztopiłam ;)
Za to chłopcy spisali się na medal, bo w klasyfikacji sztafet męskich zajęli drugie miejsce :) Co raz bardziej mnie kusi, żeby samej spróbować. Start w takich zawodach i na dodatek w mało sprzyjających warunkach atmosferycznych, to jest dopiero wyczyn. Oj kusi...

Kinga

niedziela, 10 lipca 2016

Weekendowe wybieganie

Po tygodniowym odpoczynku przyszła pora powrotu do regularnych treningów. W tym tygodniu udało mi się zrobić wszystko zgodnie z planem.
W poniedziałek biegałam z Grupą Biegową Com Com Zone Nowa Huta (prawie 12 km). We wtorek i czwartek byłam na spinningu i na trx, a w piątek i sobotę znowu biegałam. Dodatkowo w sobotę udało mi się zaliczyć basen. Kraul idzie mi coraz lepiej i co najważniejsze... w wodzie nie brakuje mi pewności siebie...

Piątkowa trasa - Łąki Nowohuckie:


W sobotę dostałam niezły wycisk. Miało być 13 km, a wyszło 15 km w urozmaiconym terenie, z dwoma długimi i dość mocnymi podbiegami (różnica wysokości ponad 300 m).



Tak właśnie wyglądają przygotowania do mojego ostatniego Spartana, który już za dwa tygodnie. Wiem, że jestem dobrze przygotowana, psychicznie i fizycznie, ale po drodze wszystko może się zdarzyć. Usłyszałam ostatnio fajne słowa. Sportowiec powinien się cieszyć z samego faktu wzięcia udziału w zawodach, porażkę przyjąć z pokorą i uśmiechem, starać się wyciągnąć z niej wnioski.

Dziś odpoczywam, myślę że zasłużyłam ;)

Kinga

niedziela, 3 lipca 2016

6. Essener Firmenlauf i VIII Międzynarodowy Bieg Górski Limanowa Forrest

To był bardzo intensywny tydzień, choć godzinowo zrobiłam mniej treningów niż zwykle.
W środę startowałam w biegu na dystansie 5 kilometrów w Essen (Niemcy) i udało mi się dobiec do mety z bardzo dobrym czasem 00:22:19. Zajęłam 47 miejsce w kategorii kobiet (na 3261).



Natomiast dziś zrobiłam fajny trening pod zbliżającego się dużymi krokami Spartana w Krynicy. Limanowa Forrest jest niemałym wyzwaniem, mimo że bieg ma dystans niespełna 7 km.



Przewyższenie wynosi 360 m. Trzeba podejść do startu z głową i nie narzucić sobie zbyt intensywnego tempa na samym początku. Dziś warunki były szczególne, bo padał deszcz. Nie piszę, że było ciężko, bo nie było. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że moją słabą stroną są zbiegi. Wiem nad czym muszę popracować.
Start w Krynicy za trzy tygodnie. Jest jeszcze trochę czasu, żeby się przygotować, fizycznie i psychicznie. Wiem, że jestem w dobrej formie i na pewno będę się świetnie bawić.

Kinga