niedziela, 29 maja 2016

28.5.2016 - CZE: KOUTY SPARTAN SUPER

Mam za sobą kolejny start w Spartan Race. Nie było łatwo...


W sumie były trzy dość mocne podejścia (nazywając rzeczy po imieniu). Było bardzo ciepło, myślę że powyżej 25°C. Na szczęście miałam przy sobie bukłak z wodą, a na trasie były dwa punkty z napojami, przygotowane przez organizatora. 17-kilometrowa trasa w górskim terenie dała nam do wiwatu. Dziś najbardziej czuję uda i dłoń, ale o tym za chwilę. Jestem dumna z tego, że udało mi się wejść po linie. Spadłam z pachołków (tuż pod koniec), nie trafiłam oszczepem, nie przeszłam multi-ring i małpiego gaju, a na koniec spadłam z trawersu (chyba już ze zmęczenia) i tym oto pięknym sposobem zaliczyłam wczoraj 150 karnych burpees. Na dwóch ściankach pomogli mi jacyś faceci, sama nie dałabym rady. Worek z piaskiem był bardzo ciężki i trzeba go było wytaszczyć około 250 m pod górę, a potem oczywiście znieść na dół i to była chyba pierwsza selekcja zawodników. Na przeszkodzie, na której trzeba podciągnąć worek z piaskiem na wysokość 4-5 m rozwaliłam dłoń, bo lina wyśliznęła mi się z ręki, kiedy próbowałam powoli opuścić worek na ziemię. Ból nie do opisania, ale trzeba było biec dalej. Najgorzej było w potoku, kiedy zimna woda dostała się do otwartych ran. Z jednej strony dobrze, bo je obmyła, ale z drugiej strony bolało jak nie wiem co... Na mecie znalazłam ambulans, ale nikogo w nim nie było i koniec końców pomocy udzielili mi ratownicy górscy (zdezynfekowali rany).
To był prawdziwy Spartan, a nie jakaś przebieżka jak start w Pradze. Mój organizm, zarówno fizycznie jak i psychicznie, stanął na wysokości zadania. Wszystkie wybiegane wcześniej kilometry przyniosły oczekiwany rezultat. Ukończyłam bieg z czasem 3:32:19 h, zajmując 15 miejsce w kategorii open kobiet (startowało nas kilka ponad 600).


Dziś odpoczywam. No może wieczorem wyskoczę na chwilę na rower.
Kolejny start 12 czerwca, dyszka w Starym Sączu.

Kinga

czwartek, 26 maja 2016

Biegam, bo lubię...

W sobotę kolejny start, tym razem Spartan Race Super w Kouty w Czechach. Czy jestem przygotowana? Nie wiem, chyba zrobiłam za mało treningów siłowych i biegałam w zasadzie tylko po asfalcie. Dam redę, kto jak nie ja? ;)
Odkrywam nowe trasy biegowe w Nowej Hucie, ot tak, żeby nie było nudno.




Jestem hiperaktywna. To podsumowanie ostatnich 4 tygodni:


Jutro odpoczywam. Tak czy owak czeka nas długa droga, bo prawie 300 km. Jedzenie przygotowane. Na śniadanie przed startem mam omleta z dwóch jajek, z rodzynkami, pestkami słonecznika i masłem orzechowym, które sobie przywiozłam z Holandii. Pyszota... :)
Trzeba pobiec szybko, żeby zdążyć na finał Ligii Mistrzów ;)

Kinga

Snickers czy żel energetyczny?

Zostałam niedawno skrytykowana za mój sposób odżywiania się na zawodach. Jak można jeść snickersy? Może to i dobre, ale na pewno nie na dłuższą metę... Dobrze, więc porównajmy składy obu produktów. Tak będzie uczciwie.

Recovery Gel BioTech USA:
woda, glukoza, fruktoza, maltodekstryna hydrolizowana, białko kolagenowe, L-lizyna, L-glutamina, emulgator (karboksymetyloceluloza sodowa), kwas cytrynowy, cytrynian magnezu, L-leucyna, aromat, L-izoleucyna, L-walina, inozytol, siarczan glukozaminy, chlorek potasu, środek konserwujący (kwas sorbowy), pantotenian wapnia

Snickers:
miękki nugat, karmel, prażone orzechy ziemne, czekolada mleczna; cukier, syrop glukozowy, orzeszki ziemne, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, olej słonecznikowy, tłuszcz mleczny, laktoza, tłuszcz palmowy, serwatka w proszku (z mleka), sól, emulgator (lecytyna sojowa), białko jaja w proszku, naturalny ekstrakt z wanilii, białko mleka, aromat naturalny, orzech laskowy

Maltodekstrynę pozyskuje się w procesie częściowej hydrolizy skrobi (np. ziemniaczanej, owsianej, ryżowej, kukurydzianej, tapiokowej). Jest węglowodanem złożonym, obecnym w wielu produktach spożywczych oraz będącym składnikiem odżywek dla sportowców.  Charakteryzuje się bardzo szybkim rozkładem w organizmie i błyskawicznie się wchłania. Ma wysoki indeks glikemiczny.

Karboksymetyloceluloza  jest polimerem, półsyntetyczną pochodną celulozy. Jest często używana w postaci soli sodowej. W przemyśle spożywczym jest oznaczona symbolem E466 i należy do grupy emulgatorów i środków zagęszczających. Może ulegać fermentacji w jelicie grubym i przyczyniać się do powstawania zaburzeń w obrębie przewodu pokarmowego takich jak wzdęcia, zaparcia i biegunki.

Siarczan glukozaminy

Chlorek potasu jest nieorganicznym związkiem chemicznym z grupy chlorków. Jest stosowany jako składnik mieszaniny do posypywania dróg w zimie. Wraz z tiopentalem i lekiem zwiotczającym mięśnie (pankuronium) jest wykorzystywany do wykonywania wyroków śmierci przez zastrzyk trucizny.

Kwas sorbinowy, kwas sorbowy (E200) to organiczny związek chemiczny z grupy nienasyconych kwasów karboksylowych, stosowany jako konserwant. Jest nieszkodliwy dla zdrowia, choć może powodować reakcje alergiczne (kontaktowe zapalenie skóry, rumień oraz inne podrażnienia skóry, astmę).

Pantotenian wapnia

Lecytyna sojowa

Chyba jednak zostanę przy snickersach, trochę jakby mniej chemii, a może mi się tylko wydaje...

Kinga

piątek, 20 maja 2016

Kopiec Piłsudskiego trzykrotnie zdobyty

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przymierzam się do kolejnego maratonu 9 października i dlatego nie odpuszczam treningów, mimo iż nogi mam nadal ciężkie jak z ołowiu.
Wczoraj udało mi się zrobić małe wybieganie połączone z interwałami. Lasek Wolski to idealne miejsce dla tego typu treningów. Założeniem było zrobienie jakiś 5 km, a wyszło 12 km i jestem z tego bardzo zadowolona.



Mój doradca treningowy stanął na wysokości zadania. W planie miał dwa wybiegnięcia na kopiec, ale zdecydowałam, że będzie i trzecie.
Przy okazji zdałam sobie sprawę z tego, jak słabo jestem przygotowana do najbliższego Spartana, który już za tydzień w Kouty w Czechach. Już wiem, że podbiegi będą mnie kosztowały sporo energii, ale to nie szkodzi. Potraktuję ten start jako możliwość pobiegania w górach i tyle.
Dziś jestem jakaś taka "padochnięta", ale się zmobilizuję i pójdę na trening. Na dziś przewiduję kettle i trening obwodowy. Nie samym bieganiem człowiek żyje ;)

Kinga

niedziela, 15 maja 2016

15. PZU Cracovia Maraton z Eskadrą Kraków

I mój wielki osobisty sukces, bo życiówka. Poprawiłam wynik z Dębna o 27 minut, kończąc dzisiejszy bieg z czasem 3:48:22 h. Najlepsze jest to, że wcale nie nastawiałam się na tak dobry rezultat. Co prawda dostałam polecenie, żeby ustawić się za peacemaker'em z czasem 4:00 h, ale po cichutku myślałam sobie, że jak zrobię gorszy czas, to i tak będzie dobrze. Tyle, że dziś było za dużo okoliczności sprzyjających zrobieniu życiówki. Po pierwsze, pogoda dopisała, bo nie było ani za gorąco, ani za zimno. Co prawda w okolicach Błoń i nad Wisłą dało się odczuć silny, zimny wiatr, ale mnie to raczej nie przeszkadzało. Po drugie, kibice stanęli na wysokości zadania. Przede wszystkim dziękuję kolegom z Eskadry Kraków. Jesteście wielcy!! Było mi bardzo miło, co jakiś czas słyszeć brawo Eskadra. Od razu chciało się szybciej biec, a biegło mi się dziś wyjątkowo dobrze. Nie miałam ani skurczów, ani kolki, żadnych dolegliwości żołądkowych. I najważniejsze, w ogóle nie nastąpił kryzys. Dziś mogę śmiało i bez ściemy napisać, że nie wiem, co to ściana. Organizacja zawodów też była bez zarzutu, co akurat w Krakowie niekoniecznie jest takie pewne. Stacje z wodą były poustawiane bardzo gęsto i zawsze korzystałam z okazji, żeby się napić trochę wody, izotonika i dziabnąć kawałek czekolady. Poza tym w trakcie biegu zjadłam jeszcze półtorej snickers'a. Żadne batony czy żele nie dają tyle energii co zwykły baton. Trasa była bardzo ciekawa, w sumie zrobiliśmy dwie pętle. Nawet nie przeszkadzało mi to, że to znam Kraków bardzo dobrze i nie nudziłam się ani przez chwilę. Biegłam ze słuchawkami w uszach, bo muzyka zawsze mnie jakoś dodatkowo motywuje. Ostatni kilometr był ukoronowaniem prawie czterogodzinnego wysiłku. Świadomość, że meta tuż tuż dawała dodatkowego kopa i udało się do końca utrzymać dobre tempo. Jestem z siebie dumna!! :)



Średnie tętno 155 bpm, 3090 spalonych kcal, średnie tempo wg mojego polara 5:21 min / km

Byle do następnego startu :)

Kinga

piątek, 13 maja 2016

Wybiegany urlop

Nikt nie powiedział, że na urlopie nie wolno trenować, zwłaszcza jeśli warunki są sprzyjające.
Miałam okazję kibicować w kolejnych zawodach triathlonowych, tym razem w Jacni na Roztoczu.  Przy okazji udało mi się zrobić kilka dobrych treningów i zwiedzić nieznaną mi dotąd część Polski. Warto było.
Praktycznie cały piątek spędziliśmy w drodze. Z Nowego Sącza do Krasnobrodu jest spory kawałek... Jeszcze tego samego dnia wieczorem postanowiliśmy pozwiedzać Zamość. Zrobiłam kilka całkiem fajnych zdjęć.
Następnego dnia miało być "lajtowo", a wyszło jak zwykle. Rano wybraliśmy się na kajak. Pokonanie dystansu 3,32 km zajęło nam około 1:22 h.


Pierwszy raz miałam okazję płynąć kajakiem wzdłuż rzeki, było zupełnie inaczej niż na jeziorze.
Pod wieczór chłopcy triathlonowcy pojechali odebrać pakiety startowe, a ja postanowiłam trochę pobiegać. Tja, tylko że dla przebiegnięcia mniej niż 10 km, to ja nawet nie wychodzę z domu. Nie opłaca się ubrania i butów zapocić ;)


Niedziela upłynęła nam pod znakiem zawodów. Start był o 8:30 rano. Zawodnicy mieli do przepłynięcia prawie 2 km, potem 90 km do pokonania na rowerze i półmaraton biegiem. Respekt!! Woda była zimna, około 12° C. Słyszałam jęki zawodników w wodzie, autentycznie... A najgorsze było to, że zaraz po wyjściu z wody musieli wsiąść na rower...
Ja tylko biegłam, czyli zrobiłam 1/3 tego co uczestnicy zawodów, a i tak czułam, że to był mocny trening.


Najbardziej podobał mi się podbieg na 10 km, długi i dość strony jak na tamte okolice. Za to na końcówce, z górki, udało mi się osiągnąć tępo 4:30 min / km, aż tak się spieszyłam, żeby zrobić zdjęcia na mecie ;)
W poniedziałek byliśmy we Lwowie. Piękne miasto i bardzo polecam jego zobaczenie. Można się bez problemu dogadać po polsku z tambylcami i płacić złotówkami. Jednak najbardziej urzekł mnie Zamość, w którym spędziliśmy cały wtorek. Mogłabym tu dużo pisać, ale wolę zwięźle i na temat. To miasto to jest takie "musisz zobaczyć i poznać jego historię". Podobnie jest z resztą z Krasiczynem, zamkiem będącym kiedyś w posiadaniu Sapiehów.
Żeby nie było, że sobie tak tylko zwiedzałam i robiłam zdjęcia... Co to, to nie... Mój "trener personalny" nigdy by mi na to nie pozwolił ;) Tak więć, rano było bieganie, a dopiero potem zwiedzanie...




W piątek zrobiłam krótsze wybieganie, bo zaledwie 8 km, ale dołożyłam sobie pięcioma dość mocnymi podbiegami i suma sumarum i tak wyszło ponad 10 km.
Mogę śmiało powiedzieć, że jestem przygotowana do kolejnego startu, który jest już w najbliższą niedzielę - 15 Cracovia Maraton. Zapowiada się ciekawie, choć trasa jest mi bardzo dobrze znana. Od wczoraj odpoczywam. Dziś i jutro wybieram się jeszcze tylko na basen, a tak to pełny relaks.

Kinga