sobota, 27 lipca 2019

Młyn Trail Michałowice - 27 lipca 2019 - 23 km

"Sometimes you win, sometimes you learn" To bardzo mądre słowa i dobrze oddające to, co się dzisiaj wydarzyło.
Zacznę od pozytywów. Informacje na stronie organizatora na facebook'u, atmosfera zawodów, pakiet startowy, oznaczenie trasy, punkty odżywcze na trasie, powitanie na mecie... to wszystko wzorowe, na medal, bez zarzutu!! Bardzo mi się podobało :-) Chylę czoła. Mogę wymienić kilku organizatorów innych biegów, którzy powinni się od Was uczyć.
Co zatem poszło nie tak? Po kolei...
Przypaliłam na starcie, tempo 4:40 min/km to nie jest moje tempo startowe na dystansie powyżej 10 km. Na 5 km pojawiła się kolka i nie popuściła do 7 km, czyli w zasadzie do pierwszej stacji odżywczej. Na szczęście głowa pracowała na tyle dobrze, że mimo kłującego bólu w prawym boku nadal mogłam biec. Oprócz bananów, pomarańczy, rodzynek, wody itp. czekały tam na nas motywujące i dodające otuchy słowa wolontariuszy. Pojadłam, popiłam i nabrałam energii, niestety nie na długo. Na 15 km kolejny kryzys, tym razem znacznie poważniejszy... hipoglikemia... Zapewniam, że nie trzeba być lekarzem ani mieć przed sobą wyników badań poziomu glukozy we krwi, żeby rozpoznać jej objawy (osłabienie, przyspieszone bicie serca, nudności, uczucie głodu). Wiedziałam co się stanie, jeśli na moment nie odpuszczę. Jakoś dobrnęłam do drugiej stacji odżywczej, ale tym razem posiłek nie pomógł. Czułam się źle, chciało mi się wymiotować. Myślałam już tylko o tym, żeby w końcu znaleźć się na mecie. Był telefon do przyjaciela, a jakże... Słowa otuchy i zdrowego rozsądku, żeby nie robić niczego głupiego trochę podziałały. Jakieś 3 km przed metą dobiegłam do innego uczestnika, który akurat walczył z dosyć mocnym skurczem mięśnia dwugłowego. Dałam mu swój magnez i dalej szliśmy, truchtaliśmy razem. Przed metą czekał na mnie mój mały skarb i nie uwierzycie, ale nagle wszystko mi przeszło, wróciły siły... niesamowite, nie?
Czy pisałam już o trasie? Moja pierwsza refleksja jest taka, że była bardziej wymagająca niż się spodziewałam. Niedaleko od Krakowa, no to przecież teren nie może być górzysty... oj, można się pomylić. Ale nie o to chodzi, żeby było łatwo. Trasa jak dla mnie wymarzona, mało asfaltu, dużo lasu albo polnych dróżek, a na dodatek bardzo dobrze oznaczona.



Podsumowując, co poszło nie teak i co muszę zmienić:
- za mało długich jednostek treningowych, tzn. takich powyżej dwóch godzin (musi być co najmniej jedna w tygodniu),
- dieta, dieta i jeszcze raz dieta... tak wiem, że już o tym pisałam...
Jeśli nie dorzucę węglowodanów złożonych, choćby do obiadu, mogę zapomnieć o dystansach dłuższych niż 15 km, a za tydzień biegnę w Gorcach 48 km. Albo się za siebie wezmę, albo w końcu stanie się coś niefajnego...
Na koniec tej krótkiej relacji chciałabym jeszcze raz podziękować organizatorom imprezy. I cóż mogę powiedzieć/ napisać? Do zobaczenia w przyszłym roku ;-)

Kinga

niedziela, 7 lipca 2019

Przehyba Trail - 29.06.2019

To była decyzja "last minute". Znajomy wrzucił posta na fb o ostatnich wolnych miejscach i postanowiłam się zapisać. Lepiej pobiegać w górach zamiast robić "bezsensowne" kółka gdzieś w okolicach domu rodzinnego... Co prawda opłata startowa była dość wysoka jak za 15-kilometrową trasę, ale jak to się mówi: kto późno przychodzi...
Pakiety startowe można było odebrać w dniu startu do godziny 10:30, w biurze zawodów zlokalizowanym przy Leśniczówce Gaboń. Do Nowego Sącza przyjechaliśmy dzień wcześniej, wiec rano mieliśmy dosyć spory zapas czasu choćby na to, żeby na spokojnie zjeść śniadanie i napić się kawy.
W biurze zawodów na wejściu pozytywne zaskoczenie, że pomimo mojej późnej rejestracji byłam na liście startowej i bez problemów dostałam pakiet (w przeciwieństwie do zeszłorocznego XRUN, który opłaciłam grubo przed samymi zawodami, a moja rejestracja gdzieś im umknęła...)
Zaskoczyło mnie "kameralne" grono startujących, na moim dystansie około 30 osób. Całokształt przed startem bez zarzutu. Organizator zrobił odprawę dla uczestników biegu każdego z dystansów osobno, dokładnie powiedział, gdzie będą rozdroża i że ktoś będzie na nich stał. I rzeczywiście tak było. W ogóle trasa była dobrze oznaczona, choć podobno na długim dystansie ktoś pościągał taśmy.
Wystartowaliśmy o 11:00. Początkowo biegliśmy asfaltem, ale dość krótko. W sumie od początku i do około 7 km było cały czas pod górkę, raczej większą niż mniejszą, ale to w końcu Przehyba ;-)
Na szczycie czekał na nas poczęstunek w formie szwedzkiego bufetu, czym chata bogata, full wypas... widać że sponsorzy dopisali... Ukłon w stronę organizatora!! :)
No a potem było już, jak to się mówi, z górki. Biegłam w towarzystwie jednej dziewczyny, też z Krakowa i w sumie całą drugą część trasy przegadałyśmy, jak to baby... ;-)
Trasa piękna, widokowa, więc musiały być przerwy na tzw. słit focię. Nie wrzucam tutaj, bo to nie w moim stylu, od tego są fejs i instagram...


Ogólnie można by było powiedzieć, że organizacja biegu była bez zarzutu (pakiet, trasa i jej oznaczenie, odprawa dla uczestników, punkt odżywczy etc.), ale...
O ile nie będę się czepiać o kubek, który miał być w pakiecie startowym... ;-) bo kto późno przychodzi... o tyle przyczepię się do wyników. Rozumiem, że czasami bywa tak, że te oficjalne są z późnieniem, ale jak się ma na trasie do 200 osób (licząc wszystkie dystanse), to chyba nie tak trudno policzyć pierwsze trójki na każdym z nich, zwłaszcza że numery startowe były w różnych kolorach. I zanim ktoś mnie zacznie hejtowac, na maratonie w Szczytnie biegło 260 osób, a kibice przed samą metą krzyczeli do mnie, która jestem z kobiet.
Nie chodzi o statuetkę, czy co tam było przygotowane, ale o przysłowiowy "uścisk dłoni prezesa". Dałam z siebie wszystko, przycisnęłam na podbiegach i byłoby mi miło usłyszeć na mecie: Gratulacje, jesteś druga / trzecia!!

Czas: 02:06:43

Kolejne górskie wyzwanie już za niecały miesiąc. Wracam w Gorce, żeby zmierzyć się z trasą, która pokonała mnie w zeszłym roku. Nie odpuszczam treningów, bo cel i motywacja są silniejsze niżę zmęczenie i okresowe napady lenistwa.

Kinga

czwartek, 4 lipca 2019

Bieganie vs. insulinooporność

Koleżanka w pracy zainspirowała mnie do poczytania na temat tego, czy można biegać mając insulinooporność.

Zacznę od wyjaśnienia, czym w ogóle jest insulinooporność. Krótko mówiąc polega ona na braku wrażliwości tkanek na insulinę, co w rezultacie prowadzi do zaburzania regulacji stężenia glukozy.
Przyczyny insulinooporności: zespół metaboliczny (zaburzenia metabolizmu), otyłość, zaburzenia hormonalne, w tym nadmiar kortyzolu, choroby wątroby, ciąża, przyjmowanie niektórych leków (progesteron, leki przeciwwirusowe, antybiotyki), używki (alkohol, tytoń), nieprawidłowa dieta, zaburzenia mikroflory jelitowej, przewlekłe stany zapalne, predyspozycje genetyczne.
Najważniejsze czynniki żywieniowe, sprzyjające rozwojowi insulinooporności: nieprawidłowa liczba i wielkość posiłków, brak śniadań, niedostateczne spożycie błonnika, nadmierne spożycie tłuszczów, potraw smażonych, napojów słodzonych i słodyczy oraz alkoholu.
Objawy: upośledzenie tolerancji glukozy, podwyższony poziom cholesterolu całkowitego, podwyższone stężenie kwasu moczowego we krwi, nadciśnienie tętnicze, otyłość brzuszna, problemy z utratą masy ciała, napady głodu, przewlekłe zmęczenie, problemy z koncentracją.

A jak to właściwie jest z tą aktywnością fizyczną? Trenować czy nie trenować? Biegać czy nie biegać?

Kilka argumentów przemawiających za:
--> aktywność fizyczna reguluje metabolizm węglowodanów w organizmie; regularne wykonywanie ćwiczeń fizycznych powoduje obniżenie stężenia glukozy we krwi oraz poprawę wrażliwości komórek na insulinę;
--> zmniejszenie masy ciała (ilości trzewnej tkanki tłuszczowej) sprzyja poprawie tolerancji glukozy; --> spadek insuliny obserwuje się podczas wysiłków o umiarkowanej intensywności, submaksymalnych oraz po wysiłkach siłowych, przy czym wydłużanie czasu trwania wysiłku jest czynnikiem nasilającym spadek stężenia insuliny we krwi;
--> szczególną rolę w zapobieganiu i leczeniu insulinooporności odgrywają wysiłki o charakterze tlenowym (aerobowym);
--> pacjentom diabetologicznym zaleca się spacery, pływanie, jazdę na rowerze; powinny to być wysyłki o umiarkowanej intensywności, trwające 30-40 minut.

Z moich osobistych doświadczeń wynika, że wiele przypadłości można pokonać odpowiednią dietą. Zawsze byłam i będę przeciwniczką diet niskokalorycznych. Za to popieram dietę bogatą w warzywa i produkty jak najmniej przetworzone, a jeśli już to u siebie w kuchni.
Uważam, że jest dużo prawdy w stwierdzeniu, że sport to zdrowie. Można biegać w tlenie, na umiarkowanym poziomie intensywności i będzie dobrze. Na pewno lepsze to niż siedzenie na kanapie przed telewizorem ;-)

Źródło:
Fabryka Siły, Insulinooporność - objawy, przyczyny, diagnostyka
Aktywność fizyczna w insulinooporności (ncez.pl, dr Anna Kęska