sobota, 18 lipca 2020

XRUN Pani Mogiła - 12 lipca 2020

Za mną drugie w tym roku zawody biegowe, kolejny medal z serii XRUN zdobyty😊 Tym razem musieliśmy się zmierzyć z 31-kilometrowym wyzwaniem, zaliczając dwa ważne szczyty Beskidu Wyspowego, Mogielicę (1170 m n.p.m) i Jasień (1062 m n.p.m).



Gratuluję organizatorom ciekawej i dobrze oznaczonej trasy.
Wystartowałam w fali o 9:30. Początek biegu był od razu pod górkę, więc szybko przeszłam do energicznego marszu. Zaliczyłam już kilka treningów na Mogielicy i wiem, czym to się je😉
W okolicach około trzeciego kilometra zorientowałam się, że nie włączyłam zegarka. Chyba z wrażenia, że naprawdę znowu jestem na starcie i za chwilę zacznie się odliczanie...


Mniej więcej do 20 kilometra udało mi się trzymać bardzo dobre tempo i nawet na zbiegach szło mi lepiej niż zazwyczaj. Zbiegi nie są moją mocną stroną, ale tym razem było naprawdę dobrze. Na każdej stacji odżywczej starałam się coś zjeść i wypić coś słodkiego. Ponownie ukłon w stronę organizatorów za "stoliczku nakryj się"... Oj, było w czym wybierać (pomarańcze, banany, arbuzy, kabanosy, cola, woda, izo...) Uśmiech wolontariuszy dodawał energii, dzięki Wam za każde dobre słowo i doping na trasie!!
Nie pamiętam dokładnie kiedy zaczęła mnie łapać kolka, ale udało mi się ją zwalczyć i w sumie chyba tylko dwa razy musiałam się zatrzymać i zrobić głęboki skłon. To pomaga...
Apropos zatrzymywania się, dostałam zakaz robienia sobie selfie, bo że niby strata czasu... Taaa i udało mi się bez nich do momentu, kiedy dotarłam na Jasień. Widok na panoramę Beskidów był taki, że po prostu nie mogłam sobie odmówić. No dobra, straciłam te 5 minut, ale ja tam byłam dla zabawy, a nie po "personal best"😉 Tak przy okazji, podejście na Jasień jest całkiem sporym wyzwaniem. Po dotarciu na Mogielicę myślałam, że najgorsze już za mną, a tu taka niespodzianka😅
Prawdziwy kryzys zaczął się gdzieś po 23 kilometrze, kiedy dopadła mnie rwa kulszowa i promieniujący ból do lewego kolana. Z każdym uderzeniem lewej stopy w podłoże czułam, jakby ktoś mi wbijał gwoźdź w kolano. To w zasadzie przesądziło o tym, że ostatni zbieg był w moim wykonaniu zejściem w ślimaczym tempie. Nieistotne, zdrowie jest zawsze ważniejsze niż czas mety!!
Tak czy owak, do celu dotarłam z uśmiechem. Fantastyczne uczucie dokonania czegoś ponad własne siły, pokonania słabości i postawienia na swoim. Głowa wygrała w wielkim stylu.




Dziękuję organizatorom za perfekcyjne przygotowanie zawodów, od momentu komunikacji dot. odbioru pakietów, startu, poprzez przygotowanie i oznaczenie trasy, punkty odżywcze, po atmosferę na mecie. Do zobaczenia w kolejnej edycji!!
Dziękuję fotografom (Marcin Mucha, IDEA Photography, Robert Polański) za uwiecznienie najpiękniejszych momentów!!
Kilka refleksji odnośnie tego, co muszę zmienić, poprawić... Kupić nowe buty, z większą amortyzacją. Już nawet mam wypatrzony konkretny model. W trakcie biegu częściej jeść i więcej pić, szczególnie izotoników. Na ostatnim podejściu, które nazwałam "Mogielica po raz drugi" brakowało mi już paliwa. Podejścia są moją mocną stroną, więc szkoda na nich tracić czas na odpoczynek. Tutaj i tylko tutaj mogę nadrobić czas stracony na zbiegach.
W oczekiwaniu na kolejne biegowe wyzwanie, czytam porady innych, co jeść, czego nie jeść, jak i kiedy jeść... Głowa pęka... ilu biegaczy, tyle różnych rad. Mam taki plan, żeby w trakcie najbliższego dłuższego wybiegania przetestować niektóre wskazówki. Podczas treningu testowanie jest dozwolone😁

PS. Dziękuję Pancurowi za towarzystwo przez kilka pierwszych kilometrów i kibicowanie na mecie😘

Kinga