poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Perły Małopolski Zawoja - 27 sierpnia 2017

Kolejny bieg zaliczony, tym razem wcale niełatwa trasa w Zawoi. Niby nie dużo, bo 13 kilometrów z hakiem, a jednak dały się we znaki... Profil trasy widziałam jeszcze przed startem i byłam psychicznie przygotowana na dwa podbiegi. Nieco gorzej było z przygotowaniem fizycznym, ale o tym za chwilę.


Pogoda dopisała, choć jak dla mnie było ciut za gorąco. Atmosfera na starcie jak zwykle pierwszorzędna. Spotkałam kilku znajomych z klubu, w którym kiedyś trenowałam.
Ustawiłam się blisko linii startu, razem z bratem i znajomym. Tym razem ruszyliśmy punktualnie, o dziwo, bo na Perłach jest zazwyczaj kilkuminutowa obsuwa. Narzuciłam sobie dość mocne tempo, ale mój organizm szybko ostudził moje zapędy. Około trzeciego kilometra zaczęły mnie boleć łydki. Były bardzo spięte i zastanawiałam się, czy nie zdjąć skarpet kompresyjnych. Myślę, że mój problem z łydkami wynika z tego, że nie trenuję podbiegów i na dłuższym dystansie mięśnie nie dają rady. Z tego wynika, że trzeba coś zmienić w treningach. Około piątego kilometra zaczęło mi się robić słabo i miałam mroczki przed oczami. O podbieganiu nie było mowy, to nie był nawet marsz, ale raczej próba przetrwania i walka z głową. Zastanawiałam się, czy ktoś obok widzi, co się ze mną dzieje i że zaraz zemdleję. Nikt nie zauważył, więc albo dobrze gram, albo jednak nie było ze mną aż tak źle... Jakimś cudem straczyło mi energii, żeby dotrzeć na szczyt. Chwilę pomaszerowałam i zaczęłam znowu biec, aż do stacji z wodą. Tam zjadłam batona i poczułam nagły przywływ energii. Właśnie tak działa cukier. Przebiegłam dość długi kawałek, aż do następnego podbiegu, który pokonałam energicznym marszem. A potem było już z górki. Znajomy, z którym startowałam podbiegł kilkaset metrów, żeby mnie wesprzeć na finiszu. Dziękuję Janusz, Twój uśmiech zawsze dodaje sił.
Ponownie przekonałam się o tym, jak ważne są odpowiednie treningi i dieta. Muszę nad tym popracować, szczególnie nad dietą, bo się ostatnio zaniedbywałam.
Mała uwaga do organizatora... jedna stacja z wodą na 13-kilometrowym odcinku przy takich warunkach pogodowych to jednak trochę za mało. Polecam przyjrzeć się, jak podobne zawody organizują inne kluby, na przykład Limanowski Forrest.
Tym razem jestem zadowolona z mojego wyniku - 1:50:20 h na dystnsie 13,2 km. Najważniejsze jest to, że znowu poczułam radość z biegania i mam motywację, żeby dalej trenować. Przez jakiś czas miałam wątpliwości, czy to w ogóle ma sens i czy kiedykolwiek wrócę do formy. Teraz wiem, że to możliwe. Muszę tylko zmienić mój tok myślenia z "nie dam rady" na "wszystko jest możliwe".


Kolejny start już w niedzielę - Kraków Business Run. Spróbuję moich sił w sztafecie i mam nadzieję, że nie zawiodę kolegów ;)

Kinga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz