W pierwszej połowie biegu miałam kilka kryzysów i kolkę :/ ale po 12 km biegło mi się super, nie mówiąc o ostatnich 5 km, na których dodałam gazu i to chyba dlatego miałam taki dobry wynik.
Trasa była bardzo ciekawa i dobrze oznaczona. Było kilka stacji z napojami i toj toje mniej więcej w połowie drogi. Cały czas trzymałam się kilkanaście metrów za peacemaker'em, który biegł z czasem 1:59 h., wyprzedziłam go na ostatnich kilometrach :)
Były momenty zwątpienia. Nie miałam zadyszki, ale za to pojawiła się kolka i ból pośladków. Może to dziwnie brzmi, ale tak właśnie mam, że jak biegam na dłuższe dystanse, to bolą mnie pośladki.
Głowa poddaje się pierwsza. Kilka razy biłam się z myślami, ale cały czas biegłam. W półmaratonie biegnie się w grupach i to chyba też pomaga. No przynajmniej ja się dobrze czułam z tym, że kilkanaście osób biegło obok mnie. Nie wiem, dlaczego tak było, może po prostu włączył mi się duch rywalizacji.
Pora, żeby postawić sobie kolejny cel, bardziej ambitny oczywiście ;) O maratonie na razie nie myślę, może tri w przyszłym roku. Tylko nad pływaniem muszę jeszcze popracować!!
Kinga