Pobudka o 4.00 rano, taksówka zamówiona na 4.30, transfer na lotnisko i kierunek Düsseldorf, lekka nerwówka podczas przesiadki na Berlin Tegel, mało czasu...
Kilka godzin w biurze w Essen i wyjazd do Wanderath, prawie dwie godziny w samochodzie i 3-godzinne spotkanie biznesowe...
W międzyczasie okazało się, że kolega też zabrał rzeczy do biegania, więc umówiliśmy się na 7 rano następnego dnia.
Padałam na twarz, ale nie mogłam sobie odpuścić pójścia na basen. Szkoda byłoby nie skorzystać z takiej okazji... cały basen tylko dla mnie...
Czwartek, 12 marca
Jogurt na śniadanie, mała czarna przy hotelowej recepcji i w drogę...
Wschód słońca, rześkie powietrze, trawa oszroniona, widocznie w nocy był przymrozek.
Kolega był lepiej obeznany w trasie, więc służył za nawigację, ale wyprzedziłam go na ostatnim podbiegu. Była moc. Zrobiliśmy ponad 9 km.
Cały dzień na spotkaniach i wieczorem znowu na basen. Lubię takie delegacje :)
Największym plusem tych wyjazdów jest jedzenie, mnóstwo warzyw i owoców, sery i wędliny... mniam... Choć nie powiem, bo zdarzyły mi się drobne dietetyczne grzeszki, ale przecież wszystko jest dla ludzi ;)
Kinga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz