niedziela, 9 sierpnia 2015

Kasprowy Wierch zdobyty (1 987 m n.p.m.)

Plan weekendowy został zrealizowany.
Pobudka o 4 rano, trochę się ogarnęłam i pobędziłam na tramwaj, bo umówiłam się ze znajomymi w Borku Fałęckim. Do Zakopanego dotarliśmy sporo przed czasem, bo o tak wczesnej porze nie ma jeszcze korków. Właśnie o to nam chodziło, dojechać do "oscypkowa" zanim na podobny pomysł wpadnie połowa mieszkańców Krakowa.
Reszta ekipy dotarła tuż po 8 i razem truchtem wyruszyliśmy do Kuźnic. Plan był taki, żeby wbiec na Kasprowy, potem pobiec nad Czarny Staw Gąsienicowy i niebieskim szlakiem wrócić do Kuźnic.
Z wbieganiem na Kasprowy to wcale nie taka prosta sprawa, ja bym to raczej nazwała marszobiegiem. Jak zwał tak zwał, w każdym razie udało nam się dotrzeć na szczyt w półtorej godziny, a to i tak całkiem iezły wynik.


Jak dla mnie najgorsze jest zbieganie. Trzeba bardzo uważać, bo o kontuzję nietrudno, a szkoda byłoby stracić resztę sezonu, zwłaszcza że zapowiada się bardzo ciekawie.
Do Kuźnic dotarliśmy tuż po 12. Uważam, że to bardzo dobry czas. W sumie chyba jeszcze nigdy nie byłam w górach tak krótko.
Poszliśmy coś zjeść, bo po takim wybieganiu jak najbardziej się należy i wróciliśmy do Krakowa. Udało nam się uniknąć korków, a to najważniejsze.
Najbardziej cieszy mnie fakt, że mamy taką świetną ekipę. Wystarczy hasło, że jedziemy pobiegać w górach i zawsze znajdzie się ktoś chętny. Po co się kisić w nagrzanym mieście, kiedy można pooddychać innym powietrzem, aktywnie spędzić czas i pobyć z przyjaciółmi, którzy dzielą tę samą pasję. To lubię!!
Kinga

1 komentarz: