środa, 21 października 2015

Aktywny długi weekend

Trafiła się okazja wypadu w Bieszczady, więc skorzystałam. Wzięłam dwa dni urlopu i w drogę... Treningowo i tak jestem ostatnio w plecy, ale nie narzekam, bo przynajmniej odpoczęłam. Z dietą też jest nie do końca tak jak trzeba, co niestety widać na wadze. Mam mały kryzys, ale się nie spinam, bo to nie miałoby większego sensu. Odpocznę, przemyślę pewne rzeczy i wrócę na swoje tory. Zmęczył mnie temat diet, jedzenia, uważania na każdy element posiłku... Jem to, na co mam ochotę, a ostatnio szczególnie dobrze wchodzi mi maślanka...
Ale wracając do tematu... w sobotę popołudniu wyruszyliśmy do Sanoka i tego dnia w zasadzie nie zrobiliśmy nic produktywnego. Za to w sobotę po śniadaniu postanowiliśmy wybrać się na spacer, a ja skorzystałam z okazji, żeby trochę pobiegać. Nie zrobiłam jakiejś rekordowej ilości kilometrów, ale miałam za to trening siłowy, z podbiegami itp...


Następnym razem na pewno wydłużę trasę, bo dopiero teraz widzę, że można :D
Po obiedzie pojechaliśmy do Sanoka, żeby zwiedzić tamtejsze muzeum i w końcu udało mi się zobaczyć obrazy Beksińskiego. Muszę przyznać, że robią wrażenie, choć niektóre mnie trochę przerażają.
A na obiad była pyszna zupa krem przygotowana przez mojego lubego ;) Nie wiem, jak on to robi, że mu takie smakołyki wychodzą... Wrzucił do garczka kalafior, poł dyni, czerwoną paprykę, doprawił, ugotowała, zblendował i voilà... zupa gotowa :)
Na niedzielę nie mieliśmy żadnych ambitnych planów... wyspać się, zjeść obiecaną jajecznicę na cebulce i powrót do domu. Po drodze wstąpiliśmy na zaporę w Myczkowcach i nad Solinę. Udało mi się zrobić kilka fajnych zdjęć :)


Uwielbiam mój aparat, choć nadal się uczę, jak nim robić zdjęcia. Już wiem, że muszę zmienić obiektyw, ale wszystko w swoim czasie.
W poniedziałek też było aktywnie, bo po śniadaniu spacer na Łopień.


Oj ciężko jest wrócić do świata korpo po takim wypoczynku na świeżym powietrzu, ale jak trzeba to trzeba...
...a po pracy na trening. Po dość długiej przerwie postanowiłam pójść na step i było extra!! Chyba sobie wpiszę te zajęcia w mój środowy grafik ;)
Potem byłam jeszcze na Spartan Challenge. Jak było? Pisać nie muszę, bo wiadomka ;) Dzisiejszy trening składał się z 6 stacji:
* dead lift
* wall ball
* wiosła / burpees
* podciąganie na drążku
* pompki (z oderwaniem dłoni od podłoża)
* odpoczynek
Mieliśmy minutę pracy na każdej stacji, bez przerwy. Całość w czterech seriach.
Moje wyniki:
* dead lift 40 kg x 49
* wall ball 7 kg x 13, 6 kg x 20
* wiosła 17 kcal / burpees 23
* podciąganie na drążku 31 (zielona guma)
* pompki (z oderwaniem dłoni od podłoża) 39
Nieźle, jeśli chodzi o martwy ciąg, ale wiem że na wall ballach stać mnie na więcej. No nic, trzeba trenować i następnym razem trochę powalczyć.
Obiad na jutro gotowy. Teraz już tylko relaks.
A w sobotę ostatni bieg na zakończenie sezonu - Cracovia Półmaraton Królewski. Nie nastawiam się na jakiś konkretny wynik, bo za mało ostatnio biegałam, ale skoro się już zapłaciło wpisowe, to pobiec trzeba!! ;)

Kinga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz