Trenerom Fitness Academy King Square za dwa i pół roku wspaniałej sportowej przygody... :)
Przede mną nowy rok i kolejne wyzwania. Wysoko postawiłam sobie poprzeczkę, ale wiem że dzięki wsparciu trenerów i swojej ciężkiej pracy mogę wiele osiągnąć.
Oj będzie się działo!! ;)
Kinga
czwartek, 31 grudnia 2015
wtorek, 29 grudnia 2015
Jak spędzam Sylwestra
Jak zwykle aktywnie, ponieważ kolejny raz biorę udział w Krakowskim Biegu Sylwestrowym. Organizator umieścił dziś na facebook'u plan trasy. Wydaje mi się, że będzie podobna do tej z zeszłego roku. Mogę powiedzieć, że Stare Miasto mam w nogach ;)
Oby pogoda dopisała, bo jak na razie zapowiadają przymrozki, więc może być ślisko :/ No nic, jakoś damy radę. Najważniejsze jest pozytywne nastawienie na dobrą zabawę.
Do mojego planu biegowego na 2016 doszedł PZU Cracovia Maraton. To nie było zamierzone, koleżanka mnie namówiła. W sumie fajnie wyszło, bo dzięki temu dowiedziałam się, że Eskadra Kraków organizuje w Parku Lotników otwarte treningi dla biegaczy w każdą niedzielę o 10.00. Teraz tylko będę musiała jakoś pogodzić te treningi z basenem. Coś wymyślę ;) Może po prostu po bieganiu popędzę prosto na basen. Napisali, że będziemy biegać około 15-20 km, więc do 12.00 powinniśmy się na spokojnie wyrobić.
Mam ambitne plany na przyszły rok, więc nie ma co zwlekać z przygotowaniami. Maraton się sam nie pobiegnie. No pain, no gain.
Kinga
Oby pogoda dopisała, bo jak na razie zapowiadają przymrozki, więc może być ślisko :/ No nic, jakoś damy radę. Najważniejsze jest pozytywne nastawienie na dobrą zabawę.
Do mojego planu biegowego na 2016 doszedł PZU Cracovia Maraton. To nie było zamierzone, koleżanka mnie namówiła. W sumie fajnie wyszło, bo dzięki temu dowiedziałam się, że Eskadra Kraków organizuje w Parku Lotników otwarte treningi dla biegaczy w każdą niedzielę o 10.00. Teraz tylko będę musiała jakoś pogodzić te treningi z basenem. Coś wymyślę ;) Może po prostu po bieganiu popędzę prosto na basen. Napisali, że będziemy biegać około 15-20 km, więc do 12.00 powinniśmy się na spokojnie wyrobić.
Mam ambitne plany na przyszły rok, więc nie ma co zwlekać z przygotowaniami. Maraton się sam nie pobiegnie. No pain, no gain.
Kinga
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Challenge me
Dziś mieliśmy trening w formie klasycznego obwodu w 4 seriach, po 30 sekund pracy na każdej stacji i 30 sekund odpoczynku między stacjami, 2 minuty odpoczynku między seriami.
1. Wall ball
Ania 17 x 7 kg, 28 x 5 kg
Kinga 21 x 7 kg, 14 x 5 kg, 2 x 9 kg
2. Wiosła i SDHP 20 kg
Ania 11kcal, 22 SDHP
Kinga 11 kcal, 21 SDHP
3. Lina burpees i DU (double unders)
Ania 16, 13
Kinga 16, 6
4. Kettlebell swing 16 kg
Ania 75
Kinga 80
5. Kettlebell thrusters 12 kg
Ania 57
Kinga 47
6. Pompki z oderwaniem rąk
Ania 29
Kinga 46
7. Over head lunge 5 kg
Ania 77
Kinga 79
8. Pull UPS
Ania 27 (zielona guma)
Kinga 32 (fioletowa guma)
Ania, dziękuje za motywację dziś, szczególnie przy ostatnich burpees ;) Nie wiem, co w Ciebie wstąpiło... Do następnego ;)
Kinga
1. Wall ball
Ania 17 x 7 kg, 28 x 5 kg
Kinga 21 x 7 kg, 14 x 5 kg, 2 x 9 kg
2. Wiosła i SDHP 20 kg
Ania 11kcal, 22 SDHP
Kinga 11 kcal, 21 SDHP
3. Lina burpees i DU (double unders)
Ania 16, 13
Kinga 16, 6
4. Kettlebell swing 16 kg
Ania 75
Kinga 80
5. Kettlebell thrusters 12 kg
Ania 57
Kinga 47
6. Pompki z oderwaniem rąk
Ania 29
Kinga 46
7. Over head lunge 5 kg
Ania 77
Kinga 79
8. Pull UPS
Ania 27 (zielona guma)
Kinga 32 (fioletowa guma)
Ania, dziękuje za motywację dziś, szczególnie przy ostatnich burpees ;) Nie wiem, co w Ciebie wstąpiło... Do następnego ;)
Kinga
piątek, 25 grudnia 2015
Świąteczny trening
W końcu udało mi się wrócić do formy. Czuję to na każdym treningu. Wczoraj miałam "rest day", ale dzisiaj nadrobiłam i teraz mogę spokojnie spróbować pysznego sernika mojej mamy ;)
Po południu biegałam, zrobiłam prawie 7 km w średnim tempie 5,20 min / km.
Fajna okolica, piękna pogoda, aż żal byłoby nie skorzystać.
Potem zrobiłam ćwiczenia na ręce i brzuch z Mel B, a po obiedzie byłam jeszcze na godzinnym spacerze. Gdyby ktoś narzekał, że nie ma śniegu, to mnie taka pogoda jak najbardziej odpowiada :)
W tym miesiącu przebiegłam już 82 km. Kolejne 20 km jeszcze przede mną, 2 treningi i ukoronowanie roku Krakowskim Biegiem Sylwestrowym.
Najważniejsza jest motywacja, a tej mi nie brakuje. Fakt, że miałam spadek formy w październiku i listopadzie, ale teraz jestem już na właściwej drodze do celów, które sobie wyznaczyłam na przyszły rok. Pierwszy z nich to maraton w Dębnie, do którego zostały już zaledwie 3 miesiące. Nie ma czasu na leniuchowanie!!
Kinga
Po południu biegałam, zrobiłam prawie 7 km w średnim tempie 5,20 min / km.
Fajna okolica, piękna pogoda, aż żal byłoby nie skorzystać.
Potem zrobiłam ćwiczenia na ręce i brzuch z Mel B, a po obiedzie byłam jeszcze na godzinnym spacerze. Gdyby ktoś narzekał, że nie ma śniegu, to mnie taka pogoda jak najbardziej odpowiada :)
W tym miesiącu przebiegłam już 82 km. Kolejne 20 km jeszcze przede mną, 2 treningi i ukoronowanie roku Krakowskim Biegiem Sylwestrowym.
Najważniejsza jest motywacja, a tej mi nie brakuje. Fakt, że miałam spadek formy w październiku i listopadzie, ale teraz jestem już na właściwej drodze do celów, które sobie wyznaczyłam na przyszły rok. Pierwszy z nich to maraton w Dębnie, do którego zostały już zaledwie 3 miesiące. Nie ma czasu na leniuchowanie!!
Kinga
sobota, 12 grudnia 2015
Głowa poddaje się pierwsza
Powoli wracam do formy. Dziś przebiegłam ponad 8 km i wcale nie czułam się jakoś specjalnie zmęczona. Nawet zrobiłam dodatkowo ćwiczenia z Mel B, ręce, plecy, brzuch i pośladki. Najważniejsze, że głowa "wróciła na swoje miejsce" i znowu wiem, że mogę wiele osiągnąć, jeśli się tylko postaram i będę regularnie trenować. Kondycja przyjedzie z czasem. Mam nowy plan treningowy i konsekwentnie się go trzymam. Tym razem mniej siły, a więcej biegania i pływania. Efekty zobaczymy na wiosnę. W każdym razie jestem pełna energii i motywacji. Przede mną kilka ważnych wyzwań i muszę się do nich przygotować.
Kinga
Kinga
wtorek, 1 grudnia 2015
Nieidealna
Perfekcjonizm może człowieka zniszczyć, ale tylko wtedy, jeśli się na to pozwoli.
Urodziłam się w czasach, kiedy mycie zębów, przynajmniej na wsi, nie należało do codziennych rytuałów. Fakt, że w szkołach była akcja mycia zębów fluorem. Raz w tygodniu, o ile dobrze pamiętam, przychodziła pani higienistka i zaganiała wszystkich do łazienki. Tylko, że raz w tygodniu to trochę za rzadko...
O ile jakoś potrafiłam przeboleć brak lalki Barbie, bo na jej zakup nie było nas po prostu stać, o tyle o wiele gorzej przyszło mi pogodzenie się z tym, że nie mam takich zębów, jakie miała pani występująca w popularnej wówczas reklamie...
Wrigley's Spearmint reklama lata 90-te
Szkoda, że nikt mi wtedy nie powiedział, że te jej lśniące białe zęby niekoniecznie są prawdziwe ;) Mniej więcej w tym czasie zaczęłam dbać o higienę jamy ustnej i na wzór Amerykanów codziennie myłam zęby. Wyszło mi to raczej na dobre, mimo iż moje zęby nie są śnieżnobiałe i między górnymi jedynkami mam szparę a'la Madonna ;) Błędy stomatologów z czasów PRL'u udało mi się poprawić kilkanaście lat później, na szczęście...
W połowie liceum zaczęłam się odchudzać, bo każda z nas chciała wyglądać jak słynna modelka...
Claudia Schiffer Perfectly Fit Abs-1995
Na szczęście w nieszczęściu oprócz ograniczenia jedzenia, zaczęłam też ćwiczyć w domu i niepotrzebna mi była do tego żadna Chodakowska. Wystarczył jeden złośliwy tekst koleżanki z klasy i gotowe. Z odmawianiem sobie jedzenia skończyłam mniej więcej po roku, kiedy to przymierzyłam jedną z moich ulubionych bluzek i stwierdziłam, że wyglądam... źle... jak wieszak z wielkimi kolanami. Ta samokrytyka prawdopodobnie uratowała mnie wtedy przed anoreksją.
W moim domu zawsze jadło się dużo i po polsku. Jako nastolatka często się nasłuchałam, że to nieważne czy ćwiczę czy nie, i tak będę gruba, bo to u nas dziedziczne. Nie dałam sobie wmówić tej bzdury i robiłam swoje.
Nigdy nie byłam na tzw. diecie, a popełniłam więcej dietetycznych pomyłek niż ustawa przewiduje. Na początku pracowałam w systemie zmianowym, po 12 godzin na stojąco. Jadłam rano jakieś ciastka, w trakcie dnia lub nocy wypijałam hektolitry słodkiej kawy i po zakończeniu zmiany jadłam "byle co", byle się tylko zapchać i nie czuć ssania w żołądku. Nikt mi wtedy nie powiedział, że za nadwagę odpowiedzialny jest skład posiłku, a niekoniecznie jego ilość. No może niektórzy próbowali mi to uświadomić, ale ja i tak nie słuchałam.
Śmieciowe jedzenie towarzyszyło mi przez kilka następnych lat. W pewnym momencie nawet całkowicie zrezygnowałam z ciepłych posiłków. Jadłam za to bardzo dużo pełnoziarnistego chleba, hahaha... Nigdy nie miałam nadwagi, chyba że tę ukrytą. Moje BMI było zawsze w normie, no może za wyjątkiem tych momentów, kiedy miałam niedowagę. Mam zespół jelita wrażliwego i w sytuacjach stresowych nie mogę jeść. W swoim skrajnym przypadku ważyłam 51 kg przy wzroście 170 cm. Lekarz odmówił mi wtedy wystawienia zaświadczenia o zdolności do pracy. Musiałam tragicznie wyglądać. Cieszę się, że mam to już za sobą.
Kiedy zaczęłam pracować w korpo, całkowicie zaniedbałam dietę. W ogóle nie jadłam warzyw, a tylko czasem jakiś owoc. Natomiast piłam bardzo dużo słodkiej kawy i czekolady z automatu, fuj, dziś bym się tego nie tknęła.
Zmiana moich nawyków żywieniowych zaczęła się od bardzo małych kroczków. Zainspirowała mnie koleżanka, która zdrową dietą i ćwiczeniami w domu wypracowała sobie nienaganną sylwetkę. Mnie bardziej chodziło o eliminację chemii z posiłków, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe.
Kiedy ponad dwa lata temu zaczęłam bardziej intensywnie uprawiać sport, przyszedł czas na całkowitą rewolucję w moich nawykach żywieniowych. To się oczywiście nie stało z dnia na dzień. Miałam chwile buntu, zwątpienia i słabości. Prawie dwa lata temu postanowiłam przejść na dietę bezglutenową i do dziś uważam, że to była bardzo dobra decyzja. W międzyczasie dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na temat odżywiania. Popełniłam też wiele błędów, ale już wiem, że teraz jestem na właściwej drodze.
Żadna skrajność nie jest dobra. Trzeba zawsze zachować umiar. Rezultatem całkowitego wyeliminowania tzw. niezdrowej żywności mogą być alergie pokarmowe. Tzn. jeżeli nigdy nie miałam alergii na laktozę, a teraz całkowicie wyeliminuje ją z diety, to może się zdarzyć, że za jakiś czas mój organizm przestanie ją tolerować. Właśnie dlatego trzeba zachować umiar.
Za problemy z utrzymaniem wagi w głównej mierze odpowiedzialny jest cukier i to jego spożycie trzeba mieć pod kontrolą. Na szczęście słodycze i ciastka są mi obojętne, więc nie mam z tym większego problemu.
Nigdy nie będę idealna, z resztą chyba nawet nie chcę. Chcę uprawiać sport w zdroworozsądkowych ilościach i nie po to, żeby mieć odlotową sylwetkę. Lubię się zmęczyć, lubię widzieć progres i lubię endorfiny. Moim celem jest dobre samopoczucie, zdrowie i siła, a nie wygląd. Ten ostatni jest tylko skutkiem ubocznym stylu życia, na który się kiedyś zdecydowałam.
To tak w telegraficznym skrócie. Najważniejsze, żeby być pozytywnym, wierzyć w siebie i swoje cele :)
Kinga
Urodziłam się w czasach, kiedy mycie zębów, przynajmniej na wsi, nie należało do codziennych rytuałów. Fakt, że w szkołach była akcja mycia zębów fluorem. Raz w tygodniu, o ile dobrze pamiętam, przychodziła pani higienistka i zaganiała wszystkich do łazienki. Tylko, że raz w tygodniu to trochę za rzadko...
O ile jakoś potrafiłam przeboleć brak lalki Barbie, bo na jej zakup nie było nas po prostu stać, o tyle o wiele gorzej przyszło mi pogodzenie się z tym, że nie mam takich zębów, jakie miała pani występująca w popularnej wówczas reklamie...
Wrigley's Spearmint reklama lata 90-te
Szkoda, że nikt mi wtedy nie powiedział, że te jej lśniące białe zęby niekoniecznie są prawdziwe ;) Mniej więcej w tym czasie zaczęłam dbać o higienę jamy ustnej i na wzór Amerykanów codziennie myłam zęby. Wyszło mi to raczej na dobre, mimo iż moje zęby nie są śnieżnobiałe i między górnymi jedynkami mam szparę a'la Madonna ;) Błędy stomatologów z czasów PRL'u udało mi się poprawić kilkanaście lat później, na szczęście...
W połowie liceum zaczęłam się odchudzać, bo każda z nas chciała wyglądać jak słynna modelka...
Claudia Schiffer Perfectly Fit Abs-1995
Na szczęście w nieszczęściu oprócz ograniczenia jedzenia, zaczęłam też ćwiczyć w domu i niepotrzebna mi była do tego żadna Chodakowska. Wystarczył jeden złośliwy tekst koleżanki z klasy i gotowe. Z odmawianiem sobie jedzenia skończyłam mniej więcej po roku, kiedy to przymierzyłam jedną z moich ulubionych bluzek i stwierdziłam, że wyglądam... źle... jak wieszak z wielkimi kolanami. Ta samokrytyka prawdopodobnie uratowała mnie wtedy przed anoreksją.
W moim domu zawsze jadło się dużo i po polsku. Jako nastolatka często się nasłuchałam, że to nieważne czy ćwiczę czy nie, i tak będę gruba, bo to u nas dziedziczne. Nie dałam sobie wmówić tej bzdury i robiłam swoje.
Nigdy nie byłam na tzw. diecie, a popełniłam więcej dietetycznych pomyłek niż ustawa przewiduje. Na początku pracowałam w systemie zmianowym, po 12 godzin na stojąco. Jadłam rano jakieś ciastka, w trakcie dnia lub nocy wypijałam hektolitry słodkiej kawy i po zakończeniu zmiany jadłam "byle co", byle się tylko zapchać i nie czuć ssania w żołądku. Nikt mi wtedy nie powiedział, że za nadwagę odpowiedzialny jest skład posiłku, a niekoniecznie jego ilość. No może niektórzy próbowali mi to uświadomić, ale ja i tak nie słuchałam.
Śmieciowe jedzenie towarzyszyło mi przez kilka następnych lat. W pewnym momencie nawet całkowicie zrezygnowałam z ciepłych posiłków. Jadłam za to bardzo dużo pełnoziarnistego chleba, hahaha... Nigdy nie miałam nadwagi, chyba że tę ukrytą. Moje BMI było zawsze w normie, no może za wyjątkiem tych momentów, kiedy miałam niedowagę. Mam zespół jelita wrażliwego i w sytuacjach stresowych nie mogę jeść. W swoim skrajnym przypadku ważyłam 51 kg przy wzroście 170 cm. Lekarz odmówił mi wtedy wystawienia zaświadczenia o zdolności do pracy. Musiałam tragicznie wyglądać. Cieszę się, że mam to już za sobą.
Kiedy zaczęłam pracować w korpo, całkowicie zaniedbałam dietę. W ogóle nie jadłam warzyw, a tylko czasem jakiś owoc. Natomiast piłam bardzo dużo słodkiej kawy i czekolady z automatu, fuj, dziś bym się tego nie tknęła.
Zmiana moich nawyków żywieniowych zaczęła się od bardzo małych kroczków. Zainspirowała mnie koleżanka, która zdrową dietą i ćwiczeniami w domu wypracowała sobie nienaganną sylwetkę. Mnie bardziej chodziło o eliminację chemii z posiłków, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe.
Kiedy ponad dwa lata temu zaczęłam bardziej intensywnie uprawiać sport, przyszedł czas na całkowitą rewolucję w moich nawykach żywieniowych. To się oczywiście nie stało z dnia na dzień. Miałam chwile buntu, zwątpienia i słabości. Prawie dwa lata temu postanowiłam przejść na dietę bezglutenową i do dziś uważam, że to była bardzo dobra decyzja. W międzyczasie dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na temat odżywiania. Popełniłam też wiele błędów, ale już wiem, że teraz jestem na właściwej drodze.
Żadna skrajność nie jest dobra. Trzeba zawsze zachować umiar. Rezultatem całkowitego wyeliminowania tzw. niezdrowej żywności mogą być alergie pokarmowe. Tzn. jeżeli nigdy nie miałam alergii na laktozę, a teraz całkowicie wyeliminuje ją z diety, to może się zdarzyć, że za jakiś czas mój organizm przestanie ją tolerować. Właśnie dlatego trzeba zachować umiar.
Za problemy z utrzymaniem wagi w głównej mierze odpowiedzialny jest cukier i to jego spożycie trzeba mieć pod kontrolą. Na szczęście słodycze i ciastka są mi obojętne, więc nie mam z tym większego problemu.
Nigdy nie będę idealna, z resztą chyba nawet nie chcę. Chcę uprawiać sport w zdroworozsądkowych ilościach i nie po to, żeby mieć odlotową sylwetkę. Lubię się zmęczyć, lubię widzieć progres i lubię endorfiny. Moim celem jest dobre samopoczucie, zdrowie i siła, a nie wygląd. Ten ostatni jest tylko skutkiem ubocznym stylu życia, na który się kiedyś zdecydowałam.
To tak w telegraficznym skrócie. Najważniejsze, żeby być pozytywnym, wierzyć w siebie i swoje cele :)
Kinga
Subskrybuj:
Posty (Atom)