Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przymierzam się do kolejnego maratonu 9 października i dlatego nie odpuszczam treningów, mimo iż nogi mam nadal ciężkie jak z ołowiu.
Wczoraj udało mi się zrobić małe wybieganie połączone z interwałami. Lasek Wolski to idealne miejsce dla tego typu treningów. Założeniem było zrobienie jakiś 5 km, a wyszło 12 km i jestem z tego bardzo zadowolona.
Mój doradca treningowy stanął na wysokości zadania. W planie miał dwa wybiegnięcia na kopiec, ale zdecydowałam, że będzie i trzecie.
Przy okazji zdałam sobie sprawę z tego, jak słabo jestem przygotowana do najbliższego Spartana, który już za tydzień w Kouty w Czechach. Już wiem, że podbiegi będą mnie kosztowały sporo energii, ale to nie szkodzi. Potraktuję ten start jako możliwość pobiegania w górach i tyle.
Dziś jestem jakaś taka "padochnięta", ale się zmobilizuję i pójdę na trening. Na dziś przewiduję kettle i trening obwodowy. Nie samym bieganiem człowiek żyje ;)
Kinga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz