piątek, 13 maja 2016

Wybiegany urlop

Nikt nie powiedział, że na urlopie nie wolno trenować, zwłaszcza jeśli warunki są sprzyjające.
Miałam okazję kibicować w kolejnych zawodach triathlonowych, tym razem w Jacni na Roztoczu.  Przy okazji udało mi się zrobić kilka dobrych treningów i zwiedzić nieznaną mi dotąd część Polski. Warto było.
Praktycznie cały piątek spędziliśmy w drodze. Z Nowego Sącza do Krasnobrodu jest spory kawałek... Jeszcze tego samego dnia wieczorem postanowiliśmy pozwiedzać Zamość. Zrobiłam kilka całkiem fajnych zdjęć.
Następnego dnia miało być "lajtowo", a wyszło jak zwykle. Rano wybraliśmy się na kajak. Pokonanie dystansu 3,32 km zajęło nam około 1:22 h.


Pierwszy raz miałam okazję płynąć kajakiem wzdłuż rzeki, było zupełnie inaczej niż na jeziorze.
Pod wieczór chłopcy triathlonowcy pojechali odebrać pakiety startowe, a ja postanowiłam trochę pobiegać. Tja, tylko że dla przebiegnięcia mniej niż 10 km, to ja nawet nie wychodzę z domu. Nie opłaca się ubrania i butów zapocić ;)


Niedziela upłynęła nam pod znakiem zawodów. Start był o 8:30 rano. Zawodnicy mieli do przepłynięcia prawie 2 km, potem 90 km do pokonania na rowerze i półmaraton biegiem. Respekt!! Woda była zimna, około 12° C. Słyszałam jęki zawodników w wodzie, autentycznie... A najgorsze było to, że zaraz po wyjściu z wody musieli wsiąść na rower...
Ja tylko biegłam, czyli zrobiłam 1/3 tego co uczestnicy zawodów, a i tak czułam, że to był mocny trening.


Najbardziej podobał mi się podbieg na 10 km, długi i dość strony jak na tamte okolice. Za to na końcówce, z górki, udało mi się osiągnąć tępo 4:30 min / km, aż tak się spieszyłam, żeby zrobić zdjęcia na mecie ;)
W poniedziałek byliśmy we Lwowie. Piękne miasto i bardzo polecam jego zobaczenie. Można się bez problemu dogadać po polsku z tambylcami i płacić złotówkami. Jednak najbardziej urzekł mnie Zamość, w którym spędziliśmy cały wtorek. Mogłabym tu dużo pisać, ale wolę zwięźle i na temat. To miasto to jest takie "musisz zobaczyć i poznać jego historię". Podobnie jest z resztą z Krasiczynem, zamkiem będącym kiedyś w posiadaniu Sapiehów.
Żeby nie było, że sobie tak tylko zwiedzałam i robiłam zdjęcia... Co to, to nie... Mój "trener personalny" nigdy by mi na to nie pozwolił ;) Tak więć, rano było bieganie, a dopiero potem zwiedzanie...




W piątek zrobiłam krótsze wybieganie, bo zaledwie 8 km, ale dołożyłam sobie pięcioma dość mocnymi podbiegami i suma sumarum i tak wyszło ponad 10 km.
Mogę śmiało powiedzieć, że jestem przygotowana do kolejnego startu, który jest już w najbliższą niedzielę - 15 Cracovia Maraton. Zapowiada się ciekawie, choć trasa jest mi bardzo dobrze znana. Od wczoraj odpoczywam. Dziś i jutro wybieram się jeszcze tylko na basen, a tak to pełny relaks.

Kinga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz