Z nieba lał się niemiłosierny żar i wiedziałam, że nie będzie łatwo. Zaraz po starcie czekał nas długi i wyczerpujący podbieg, ale podeszłam do tego z głową, czyli szłam w swoim tempie, cały czas kontrolując oddech. Kiedy w końcu dotarłam na szczyt, poczułam ulgę, przez chwilę szłam, żeby wyrównać oddech i dopiero po chwili zaczęłam biec. Nie wiem ile dokładnie przebiegłam do momentu, kiedy zobaczyłam chłopaka siedzącego na trawie. Okazało się, że to kolega z naszej ekipy. Powiedział mi, że skręcił nogę w kostce i w tym momencie dla mnie było już po zawodach. Biegnij dalej - powiedział. No chyba sobie jaja robisz - to ja ;) No i było jasne, że do mety dotrzemy razem. Podziwiam go za to, że jeszcze przez chwilę biegł, mimo bólu. Po jakimś czasie dobiegli do nas znajomi, Jowi i Marek. I poszliśmy do mety we czwórkę. Cały czas się nawzajem nakręcaliśmy. Ja czekałam na nich, kiedy mi się za szybko poszło, a oni na mnie kiedy robiłam burpees (tradycyjnie już, przekroczyłam setkę ;) W pewnym momencie dostałyśmy z Jowi głupawkę i zaczęłyśmy śpiewać, trzy kawałki na zmianę. Teraz rozumiem, dlaczego inni tak szybko nas wyprzedzali... ;)
Ogólnie trasa nie była trudna, tyle że bardzo dokuczał upał. Wiem, że w innych okolicznościach mogłabym zrobić całkiem niezły czas.
Przede mną jeszcze dwa Spartany - Krynica i Tatrzańska Łomnica. Poza tym zdecydowałam sie pobiec w Perłach Małopolski, w Kościelisku i w Rabce. Jest motywacja i jest czas, żeby się przygotować.
Kinga
20.07.2015 właśnie się zreflektowałam, że w trakcie tego Spartana zrobiłam 150 burpees :D nieźle... I zapomniałam dodać jedną ważną rzecz. Porażką ze strony organizatora były tylko dwie stacje z wodą. Biorąc pod uwagę dystans i temperaturę, to mocne niedociągnięcie. Na szczęście z pomocą przyszli mieszkańcy Donovaly i chwała im za to :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz