czwartek, 9 października 2014

Pole dance - drugie podejście...

...tym razem udane. Niesamowite, jak wiele zależy od instruktora.
Pierwszą próbę podjęłam ponad dwa lata temu i to była porażka. W ogóle mi się nie podobało. Instruktorka gwiazdorzyła, robiła dziwne miny, kiedy mi coś nie wychodziło, a nie wychodziło mi nic. Nie potrafiła pokazać techniki. Odpuściłam po jakiś 15 minutach, powiedziałam że to nie dla mnie i chcę wyjść z zajęć. Instruktorka strzeliła focha i na tym się zakończyły moje pierwsze mizerne próby.
Inna sprawa, że ta sama dziewczyna świetnie prowadzi ABT i zajęcia ze wzmacniania.
Dwa lata temu nie miałam siły w mięśniach, bo moją jedyną formą ruchu była zumba i długie spacery. Jeśli dołożyć do tego brak pojęcia o technice, to wiadomo, że byłam skazana na porażkę.
Dziś to była zupełnie inna historia. Instruktorka wyrzeźbiona, pełna zapału i uśmiechnięta. Cały czas nas zachęcała, pokazywała figury, motywowała. Ja też mam więcej siły i zdecydowanie więcej pewności siebie niż wtedy.
Bardzo mi się podobało i na pewno będę chodzić na pole dance. Nie wiem tylko, jak to wcisnę w mój już napięty grafik... No ale czego kobieta nie zrobi, żeby być choć trochę bardziej kobiecą... ;)


Coś pokombinuję i jakoś dam radę. Ostatecznie zamieszkam w fitness clubie, a co... ;)

Kinga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz