Jesienna pogoda sprzyja rozmyślaniu, zwłaszcza że dzisiaj pada i chyba prędko nie przestanie. Postanowiłam zrewidować swoje cele. Kilka udało mi się zrealizować, z kilku musiałam zrezygnować, więc trzeba je zastąpić nowymi, takimi realnymi do osiągnięcia.
Takie cele stawiam sobie na najbliższy rok:
* Podciągać się na drążku
* Przepłynąć na basenie 25 długości (25 m) bez zatrzymywania się
* Przebiec maraton 42 km 295 m -> cel osiągnięty 6 kwietnia i 15 maja 2016
* Zdobyć trzecią Trifectę w Spartan Race -> cel osiągnięty w 2016 roku
* Ukończyć 1/8 IM -> 475 m pływanie, 22,5 km rower, 5,2 km bieganie
* Zdać egzamin CAE Cambridge Advanced English
* Samodzielnie zrobić sushi
* Spotkałam kogoś fajnego -> nie spieprzyć tego... -> hm...ups... :/
Jak widać, nie muszę zaczynać od 1 stycznia. Każda pora jest dobra, żeby zacząć coś od nowa. Trzeba chcieć, a chcieć to móc!!
Kinga
sobota, 26 września 2015
Piątkowy WOD - BITCH
Na prawdę nie wierzyłam, że to zrobimy. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu, oprócz mnie i Domino znalazły sie jeszcze dwie chętne osoby. To nie jest łatwy workout. Powiedziałabym nawet, że to jest trening do zajechania...
80-80-60-60-40-40-20-20-10-10
Kettlebell's swings
Burpees
Najtrudniejszy był początek, czyli serie po 80 i 60 powtórzeń, a potem było już jakby z górki. Wzięłam 12 kg kettla, a zrobienie całego treningu zajęło mi 36 minut.
Żadna z nas nie wymiotowała i wszystkie byłyśmy mega szczęśliwe. Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć.
Dzisiaj wybieram się na basen. Deszczowa pogoda nie sprzyja bieganiu. Z resztą myślę, że powinnam dać mięśniom trochę odpocząć. Biegać będę w przyszłym tygodniu, bo lecę w delegację i to jedyna forma ruchu na jaką mogę sobie wtedy pozwolić.
Kinga
wtorek, 22 września 2015
WOD
Taki tam wtorkowy trening z Domino :)
Krótko, ale konkretnie:
15 burpees
30 dead lifts 30 kg
46 kettlebell snatch (26 L, 26 R hand)
60 box jumps 50cm
75 air squats
90 single unders
Mój czas - 12:46 - jestem z siebie dumna!! :)
Kinga
Krótko, ale konkretnie:
15 burpees
30 dead lifts 30 kg
46 kettlebell snatch (26 L, 26 R hand)
60 box jumps 50cm
75 air squats
90 single unders
Mój czas - 12:46 - jestem z siebie dumna!! :)
Kinga
poniedziałek, 21 września 2015
Tabata
Z zapisywaniem wyników, jak za dawnych dobrych czasów. Był element rywalizacji i o to między innymi chodzi. Oczywiście mam na myśli zdrową rywalizację, bez oszukiwania.
Dziś trener zafundował nam 6 tabat (20 sekund pracy, 10 sekund przerwy x 8):
- podciąganie na drążku (z gumą),
- squats,
- scyzoryki,
- push ups,
- wykroki,
- burpees
...czyli typowy trening z własnym obciążeniem, ale wystarczy, żeby się zmęczyć.
To moje wyniki (liczba powtórzeń w każdej serii i średnia):
Kiedyś robiłam 7 albo 8 burpees, dziś tylko po 6. Od razu widać spadek formy i moją słabą stronę, czyli ręce (patrz podciąganie i pompki... mówią same za siebie...)
Na basenie też dostałam wycisk. Najpierw była własna rozgrzewka, więc zrobiłam 6 długości grzbietem. To jest mój ulubiony styl :) Potem pływaliśmy 2 długości - strzałką na grzbiecie i z rękoma za głową. Następnie były 4 długości strzałką. To mi akurat średnio wychodzi i przypomina raczej żabkę z nogami do kraula ;) Potem miało być 8 długości, w jedną stronę kraulem, a w drugą żabką. Wolne żarty, kiedy ja nie umiem pływać żabką. W ten oto sposób zostałam 2 długości za resztą grupy. W końcu przyszła kolej na grzbiet, 4 długości, każda inaczej. Zrobiłam trzy i usłyszałam gwizdek. Nawet nie wiem kiedy mi ta lekcja zleciała.
Dziś zdałam sobie sprawę, ile pracy jeszcze przede mną, ale się nie poddam. Jest cel, jest motywacja. I tego się będę trzymać. Do upartych świat należy. Hm... chyba do odważnych. No dobra, co za różnica? Byle do przodu...
Na jutro planuję crossfit i bieganie. Koleżanka przygotowała taki WOD:
4 time
15 burpee
30 DL 50/35
45 KB snatch
60 box jump
75 air squat
90 SU
Będzie, co ma być. Lubię to :)
Kinga
Dziś trener zafundował nam 6 tabat (20 sekund pracy, 10 sekund przerwy x 8):
- podciąganie na drążku (z gumą),
- squats,
- scyzoryki,
- push ups,
- wykroki,
- burpees
...czyli typowy trening z własnym obciążeniem, ale wystarczy, żeby się zmęczyć.
To moje wyniki (liczba powtórzeń w każdej serii i średnia):
Kiedyś robiłam 7 albo 8 burpees, dziś tylko po 6. Od razu widać spadek formy i moją słabą stronę, czyli ręce (patrz podciąganie i pompki... mówią same za siebie...)
Na basenie też dostałam wycisk. Najpierw była własna rozgrzewka, więc zrobiłam 6 długości grzbietem. To jest mój ulubiony styl :) Potem pływaliśmy 2 długości - strzałką na grzbiecie i z rękoma za głową. Następnie były 4 długości strzałką. To mi akurat średnio wychodzi i przypomina raczej żabkę z nogami do kraula ;) Potem miało być 8 długości, w jedną stronę kraulem, a w drugą żabką. Wolne żarty, kiedy ja nie umiem pływać żabką. W ten oto sposób zostałam 2 długości za resztą grupy. W końcu przyszła kolej na grzbiet, 4 długości, każda inaczej. Zrobiłam trzy i usłyszałam gwizdek. Nawet nie wiem kiedy mi ta lekcja zleciała.
Dziś zdałam sobie sprawę, ile pracy jeszcze przede mną, ale się nie poddam. Jest cel, jest motywacja. I tego się będę trzymać. Do upartych świat należy. Hm... chyba do odważnych. No dobra, co za różnica? Byle do przodu...
Na jutro planuję crossfit i bieganie. Koleżanka przygotowała taki WOD:
4 time
15 burpee
30 DL 50/35
45 KB snatch
60 box jump
75 air squat
90 SU
Będzie, co ma być. Lubię to :)
Kinga
niedziela, 20 września 2015
Imprezowo... bezglutenowo...
W końcu nam się udało spotkać, loża szyderców w prawie pełnym składzie. Siedziałyśmy do 3 nad ranem, tematów do rozmowy nie brakło, ale trudno się dziwić, skoro zazwyczaj widzimy się w przelocie między jednymi a drugimi zajęciami, najczęściej w FA.
Chyba jedyną niezdrową rzeczą, na jaką sobie pozwoliłyśmy był alkohol. Czasem trzeba pofolgować i pozwolić sobie na coś, co nie jest fit.
Koreczki:
- bezglutenowe kabanosy z Konspolu, kupione w Biedronce,
- żółta papryka,
- białe winogrona
Słynna deska przysmaków Anety:
- koreczki z ciemnych winogron i sera pleśniowego,
- koreczki z kabanosa, marynowanych pieczarek i ogórków,
- żółte sery,
- bezglutenowe salami i szynka,
- marchewka i rzodkiewki
Było też kilka innych dobroci, jak na zdjęciu poniżej...
Jak widać, jeśli się chce, to można. Smaczne a zarazem zdrowe. Już się nie mogę doczekać następnego spotkania. Na pewno nie zabraknie nowych kulinarne improwizacji... ;)
Kinga
Chyba jedyną niezdrową rzeczą, na jaką sobie pozwoliłyśmy był alkohol. Czasem trzeba pofolgować i pozwolić sobie na coś, co nie jest fit.
Koreczki:
- bezglutenowe kabanosy z Konspolu, kupione w Biedronce,
- żółta papryka,
- białe winogrona
Słynna deska przysmaków Anety:
- koreczki z ciemnych winogron i sera pleśniowego,
- koreczki z kabanosa, marynowanych pieczarek i ogórków,
- żółte sery,
- bezglutenowe salami i szynka,
- marchewka i rzodkiewki
Było też kilka innych dobroci, jak na zdjęciu poniżej...
Jak widać, jeśli się chce, to można. Smaczne a zarazem zdrowe. Już się nie mogę doczekać następnego spotkania. Na pewno nie zabraknie nowych kulinarne improwizacji... ;)
Kinga
środa, 16 września 2015
Pływanie znowu na tapecie
Miałam wakacyjną przerwę w nauce pływania, ale już najwyższy czas wrócić do trenowania.
W poniedziałek miałam pierwszą lekcję w tym roku szkolnym ;) Najpierw było 5 minut czasu na własną rozgrzewkę, a potem robiliśmy ćwiczenia pod kraula, w tym "moje ulubione", czyli same nogi. Muszę przyznać, że biorąc pod uwagę dłuższą przerwę, szło mi całkiem nieźle. Chociaż ze wstydem muszę przyznać, że byłam dwie długości za resztą grupy. No cóż, nie od razu Rzym zbudowano...
Dziś też byłam na basenie i zrobiłam dokladnie te same ćwiczenia, które robiliśmy w poniedziałek. Zmęczyłam się, nie powiem, ale jestem z siebie zadowlona, bo widzę progres. Mam konkretny cel i motywację, więc i czas się znajdzie. Postanowiłam, że będę pływać co najmniej dwa razy w tygodniu i że nawet mróz na zewnątrz nie będzie mi straszny. Pójdę z buta te półtorej kilometra po to tylko, żeby się naładować pozytywną energią. Mniej więcej tyle mam do Com Com Zone.
Ciąg dalszy nastąpi... :)
Kinga
W poniedziałek miałam pierwszą lekcję w tym roku szkolnym ;) Najpierw było 5 minut czasu na własną rozgrzewkę, a potem robiliśmy ćwiczenia pod kraula, w tym "moje ulubione", czyli same nogi. Muszę przyznać, że biorąc pod uwagę dłuższą przerwę, szło mi całkiem nieźle. Chociaż ze wstydem muszę przyznać, że byłam dwie długości za resztą grupy. No cóż, nie od razu Rzym zbudowano...
Dziś też byłam na basenie i zrobiłam dokladnie te same ćwiczenia, które robiliśmy w poniedziałek. Zmęczyłam się, nie powiem, ale jestem z siebie zadowlona, bo widzę progres. Mam konkretny cel i motywację, więc i czas się znajdzie. Postanowiłam, że będę pływać co najmniej dwa razy w tygodniu i że nawet mróz na zewnątrz nie będzie mi straszny. Pójdę z buta te półtorej kilometra po to tylko, żeby się naładować pozytywną energią. Mniej więcej tyle mam do Com Com Zone.
Ciąg dalszy nastąpi... :)
Kinga
środa, 9 września 2015
Pulsometr
Mój nowy nabytek - Polar M400. Dużo biegam, mam nowy cel, stąd pomysł zakupu profesjonalnego pulsometru. Na razie sprzęt jest w fazie testowania, zobaczymy czy się sprawdzi...
A to podsumowanie wczorajszego treningu:
Plan był taki, żeby przebiec 7-8 km i trochę rozruszać mięśnie, ale wyszło inaczej... hm, dlaczego mnie to nie dziwi...
A to podsumowanie wczorajszego treningu:
Plan był taki, żeby przebiec 7-8 km i trochę rozruszać mięśnie, ale wyszło inaczej... hm, dlaczego mnie to nie dziwi...
Za to dzisiaj odpoczywam, powaga. Ominęłam FA szerokim łukiem i pojechałam do domu. Aniu, wiem, że teraz z aprobatą kiwasz głową. Mój organizm domaga się odpoczynku po niedzielnych zawodach, więc go słucham. Zdrowy rozsądek czy po prostu się starzeję? ;)
Kinga
poniedziałek, 7 września 2015
SPARTAN RACE - BEAST EUROPEAN CHAMPIONSHIP 6.09.2015 - SVK: Tatrzanska Łomnica
Jest medal i bardzo dobre miejsce (22 wśród 63 kobiet) na Mistrzostwach Europy w Spartan Race. Aroo!!
To był trudny i męczący bieg, zwłaszcza na początku dało mi nieźle popalić. Już pierwsza przeszkoda była z wodą. Przypomniała mi się zeszłoroczna Valca. Potem było jakieś 2,5 km podbiegu asfaltem i na tym odcinku czułam, że mogę zdobyć przewagę. Niestety poległam na przeszkodach. Najpierw nie udało mi się zrobić małpiego gaju, a potem równoważni i w ten oto piękny sposób miałam do zrobienia 60 burpees...
Potem musiałyśmy wnieść pod górę mega ciężkie worki z piaskiem. Wkurzyłam się, bo uważam że były o wiele za ciężkie, a na dodatek w połowie drogi usłyszłama jak jeden z wolontariuszy powiedział do drugiego: "Nie wiedziałem, że potrzebujemy tragarzy z Polski". Zmiażdżyłam go spojrzeniem... dosłownie... Z jednego worka wysypał mi się piasek, więc musiałam zrobić 10 karnych burpees.
Następnie czekał nas dość długi i stromy podbieg, który mógłby mieć decydujący wływ na wynik zawodów, gdyby nie dystans, który mieliśmy do pokonania... 30 km...
Postanowiłam, że nie będę się przypalać na początku i na szczyt weszłam spokojnym i równym tempem. Dużo straciłam na zbiegu, przegoniło mnie kilka osób z naszej ekipy. Prawda jest taka, że nie umiem zbiegać, boję się o kolana i dlatego zajmuje mi to więcej czasu.
Poza tym czułam się zdemotywowana niepowodzeniem na pierwszych przeszkodach i energii dodało mi dopiero to, że w końcu udało mi się wejść na linę, pierwszy raz w historii moich wyjazdów na Saprtana.
Większa część trasy była poprowadzona po płaskim terenie. Była woda, błoto, bagno... Biegło mi się naprawdę dobrze i dopiero na ostatnich kilometrach zaczęłam opadać z sił. Wtedy z pomocą przyszły mi koleżanki, których motywacja i doping znowu dodały mi sił. Na metę wbiegłam z uśmiechem :)
Między dwudziestym a trzydziestym kilometrem przegoniłam sporo osób, facetów i dziewczyny. Jednak moje wybieganie robi swoje. W ogóle nie miałam zadyszki, to mięśnie w końcu zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
W trakcie biegu zjadłam 2 żele energetyczne i 2 duże snickersy. Piłam w zasadzie niewiele, po kilka łyczków na każdej z siedmiu stacji. W ogóle nie miałam skurczy, co mnie bardzo zaskoczyło.
Zrobiłam w sumie 160 burpees ( małpi gaj, tramwaj, trawers, rzut oszczepem, równoważnia).
Mimo iż w trakcie biegu byłam na siebie zła, to koniec końców jestem zadowolona z wyniku. Dałam z siebie wszystko i przekonałam się, że mogę biegać na długich dystansach.
Dziś pojechaliśmy na termy w Białce Tatrzańskiej. Wymasowaliśmy zmećzone i obolałe mięśnie. Jutro tylko delikatne wybieganie, poważny trening planuję dopiero na środę.
Kinga
To był trudny i męczący bieg, zwłaszcza na początku dało mi nieźle popalić. Już pierwsza przeszkoda była z wodą. Przypomniała mi się zeszłoroczna Valca. Potem było jakieś 2,5 km podbiegu asfaltem i na tym odcinku czułam, że mogę zdobyć przewagę. Niestety poległam na przeszkodach. Najpierw nie udało mi się zrobić małpiego gaju, a potem równoważni i w ten oto piękny sposób miałam do zrobienia 60 burpees...
Potem musiałyśmy wnieść pod górę mega ciężkie worki z piaskiem. Wkurzyłam się, bo uważam że były o wiele za ciężkie, a na dodatek w połowie drogi usłyszłama jak jeden z wolontariuszy powiedział do drugiego: "Nie wiedziałem, że potrzebujemy tragarzy z Polski". Zmiażdżyłam go spojrzeniem... dosłownie... Z jednego worka wysypał mi się piasek, więc musiałam zrobić 10 karnych burpees.
Następnie czekał nas dość długi i stromy podbieg, który mógłby mieć decydujący wływ na wynik zawodów, gdyby nie dystans, który mieliśmy do pokonania... 30 km...
Postanowiłam, że nie będę się przypalać na początku i na szczyt weszłam spokojnym i równym tempem. Dużo straciłam na zbiegu, przegoniło mnie kilka osób z naszej ekipy. Prawda jest taka, że nie umiem zbiegać, boję się o kolana i dlatego zajmuje mi to więcej czasu.
Poza tym czułam się zdemotywowana niepowodzeniem na pierwszych przeszkodach i energii dodało mi dopiero to, że w końcu udało mi się wejść na linę, pierwszy raz w historii moich wyjazdów na Saprtana.
Większa część trasy była poprowadzona po płaskim terenie. Była woda, błoto, bagno... Biegło mi się naprawdę dobrze i dopiero na ostatnich kilometrach zaczęłam opadać z sił. Wtedy z pomocą przyszły mi koleżanki, których motywacja i doping znowu dodały mi sił. Na metę wbiegłam z uśmiechem :)
Między dwudziestym a trzydziestym kilometrem przegoniłam sporo osób, facetów i dziewczyny. Jednak moje wybieganie robi swoje. W ogóle nie miałam zadyszki, to mięśnie w końcu zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
W trakcie biegu zjadłam 2 żele energetyczne i 2 duże snickersy. Piłam w zasadzie niewiele, po kilka łyczków na każdej z siedmiu stacji. W ogóle nie miałam skurczy, co mnie bardzo zaskoczyło.
Zrobiłam w sumie 160 burpees ( małpi gaj, tramwaj, trawers, rzut oszczepem, równoważnia).
Mimo iż w trakcie biegu byłam na siebie zła, to koniec końców jestem zadowolona z wyniku. Dałam z siebie wszystko i przekonałam się, że mogę biegać na długich dystansach.
Dziś pojechaliśmy na termy w Białce Tatrzańskiej. Wymasowaliśmy zmećzone i obolałe mięśnie. Jutro tylko delikatne wybieganie, poważny trening planuję dopiero na środę.
Kinga
czwartek, 3 września 2015
Gotów do dojazdu...
Właśnie skończyłam się pakować na kolejny weekendowy wyjazd. Tym razem naszym celem jest Tatrzańska Łomnica, ukończenie kolejnego Spartan Beast i zdobycie kolejnej Trifecty.
Wyjazd z Krakowa jutro wieczorem. W sobotę odpoczywam, będę się bawić w fotografa dla tych, którzy spróbują swoich sił w Spartan Sprint ;)
Moje menu na najbliższy wyjazd przedstawia się następująco:
Sobota
Śniadanie - jajecznica albo jajka na twardo z warzywami
W trasie - kabanosy, ser, jakiś baton i napój energetyczny
Kolacja - grillowana lub smażona pierś z kurczaka z kaszą jaglaną i warzywami
Niedziela - dzień zawodów
Śniadanie - omlet z rodzynkami, pestkami dyni i ziarnem słonecznika, ciasteczka owsiane
W trasie - żele i batony energetyczne, gorzka czekolada, na wszelki wypadek kupiłam też Snickersy...
Kolacja - grillowana lub smażona pierś z kurczaka z kaszą jaglaną i warzywami
Poniedzialek
Śniadanie - znowu jajca z warzywami, zależy na co przyjdzie ochota :)
No i powrót do miasta Kraka.
Organizator zawodów przysłał nam takie ostrzeżenie:
Because this Beast is located in High Tatras and is combined with Euro Championship, please, be aware the track will be harder and longer then regular BEAST. Cut off time is 7.30 pm.
Trzymajcie kciuki. Aroo!! :)
Kinga
Wyjazd z Krakowa jutro wieczorem. W sobotę odpoczywam, będę się bawić w fotografa dla tych, którzy spróbują swoich sił w Spartan Sprint ;)
Moje menu na najbliższy wyjazd przedstawia się następująco:
Sobota
Śniadanie - jajecznica albo jajka na twardo z warzywami
W trasie - kabanosy, ser, jakiś baton i napój energetyczny
Kolacja - grillowana lub smażona pierś z kurczaka z kaszą jaglaną i warzywami
Niedziela - dzień zawodów
Śniadanie - omlet z rodzynkami, pestkami dyni i ziarnem słonecznika, ciasteczka owsiane
W trasie - żele i batony energetyczne, gorzka czekolada, na wszelki wypadek kupiłam też Snickersy...
Kolacja - grillowana lub smażona pierś z kurczaka z kaszą jaglaną i warzywami
Poniedzialek
Śniadanie - znowu jajca z warzywami, zależy na co przyjdzie ochota :)
No i powrót do miasta Kraka.
Organizator zawodów przysłał nam takie ostrzeżenie:
Because this Beast is located in High Tatras and is combined with Euro Championship, please, be aware the track will be harder and longer then regular BEAST. Cut off time is 7.30 pm.
Trzymajcie kciuki. Aroo!! :)
Kinga
środa, 2 września 2015
Wakacyjnie, urlopowo...
Od czego by tu zacząć?
Właśnie wróciłam z fantastycznego urlopu w zachodnio- północnej części Polski.
Pewno się zdziwicie tym, co zaraz przeczytacie, ale pierwszego dnia śniadanie zjedliśmy w McDonaldzie. Z Krakowa wyjechaliśmy 19 sierpnia około 5 rano z myślą, żeby przed 10 dotrzeć do Głogowa i trochę pozwiedzać to miasto. Po drodze były tylko fastfoody, ale przyznam się bez bicia, że nie miałam żadnych wyrzutów sumienia.
W Głogowie zjedliśmy obiad w chińskiej knajpie i wyruszyliśmy do Wolsztyna, gdzie w sobotę 22 sierpnia miały się odbyć zawody triathlonowe na trzech dystansach, w tym na dystansie IM (Iron Man). Ja miałam wystąpić w roli kibica, motywatora i fotografa... i tak też było, ale po kolei...
Wolsztyn to piękna miejscowość, położona nad jeziorem, bardzo dobrze zagospodarowana pod względem turystycznym. Co prawda warunki noclegowe lekko trącą poprzednim ustrojem, ale cena jest adekwatna do oferowanej jakości. My mieszkaliśmy w ośrodku Jelonek w Karpicku. Świetna miejscówka zarówno dla tych którzy chcą pobiegać albo pojeżdzic na rowerze, jak i dla tych, którzy chcą popływać. Gorąco polecam!! Mieliśmy dwuosobowy domek z aneksem kuchennym. Jak wspomniałam warunki może nie były sheratonowe, ale co za różnica, skoro praktycznie nas tam nie było. Ja nie jestem francuskim pieskiem. Wystarczy mi czysta pościel i prysznic, żeby się umyć. Obiady jedliśmy w trasie, bo celem wyjazdu było m. in. zwiedzenie okolicznych miejscowości, a na kolację robiliśmy zupę krem. Udało nam się zwiedzić Paradyż, bunkry w Pniewie i parowozownię w Wolsztynie.
Postanowiłam wykorzystać okazję... lasy, świeże powietrze... i dużo biegać. Z resztą w planach miałam start w półmaratonie, ale o tym za chwilę...
Oczywiście się zgubiłam i to dwa razy, cała ja... Na szczęście mam w komórce gps, w przeciwnym razie nie byłoby za wesoło. Zauważyłam, że znacznie poprawiłam tempo biegania. Myślę, że to po części dzięki lepszej technice, ale także przez to, że moje mięśnie odpoczęły od treningu siłowego. Co prawda robiłam sobie kilkudzięsięciominutowe workouty, ale nie każdego dnia. Zabrałam ze sobą kettlebell, sztangę, trx'a i skakankę, no i udało mi się trochę potrenować.
Pierwszy raz w życiu, ale myślę że nie ostatni, miałam okazję obejrzeć zawody triathlonowe na najdłuższym dystansie. Start był o 6 rano i zawodnicy mieli do przełynięcia 3,8 km. Potem musieli przejechac 180 km na rowerze i na koniec przebiec maraton. To nie lada wyzwanie, stąd mój szczególny podziw dla kobiet, które podjęły się tego wyzwania. Atmosfera była super, kibice i pogoda dopisali.
A co ja z tego wyniosłam? Przede wszystkim zmianę nastawienia do treningów, moich celów i sposobu odżywiania. Nie żartuję, nie żałowałam sobie... była kawa i shake'i w McDonaldzie, lody, napoje energetyczne, pepsi i piwo. Nie przytyłam. Ktoś mi może powiedzieć, że to przez to, że dużo biegam. Częściowo na pewno tak, ale widziałam już biegaczy i biegaczki przy kośći.
Wracając do tematu moich dość aktywnych wakacji, w niedzielę wystartowaliśmy w półmaratonie w Szczecinie i udało mi się zrobić życiówkę z czasem 1:43:27 h, poprawiając kwietniowy wynik o 10 minut.
Tak więc jest kolejny medal i motywacja, żeby trenować dalej :)
Poza wcześniej wspomnianymi miejscowościami zwiedziliśmy też Świnoujście, Szczecin, Międzyrzecz, Kamień Pomorski i ogrody Hortulus w Dobrzycy. Jeśli ktoś jeszcze nie był w tych okolicach, to zachęcam, bo naprawdę jest co oglądać.
Dziś mam ostatni dzień urlopu. Ogarnełam nieco mieszkanie, zrobiłam pranie i jutro do pracy. No i oczywiście powrót do treningów, choć nie bardzo mocnych, bo już w najbliższą niedzielę ME w Spartanie w Tatrzańskiej Łomnicy. A potem wywracam do góry nogami mój cały plan treningowy. Trzeba go dopasować do nowych celów.
Kinga
Właśnie wróciłam z fantastycznego urlopu w zachodnio- północnej części Polski.
Pewno się zdziwicie tym, co zaraz przeczytacie, ale pierwszego dnia śniadanie zjedliśmy w McDonaldzie. Z Krakowa wyjechaliśmy 19 sierpnia około 5 rano z myślą, żeby przed 10 dotrzeć do Głogowa i trochę pozwiedzać to miasto. Po drodze były tylko fastfoody, ale przyznam się bez bicia, że nie miałam żadnych wyrzutów sumienia.
W Głogowie zjedliśmy obiad w chińskiej knajpie i wyruszyliśmy do Wolsztyna, gdzie w sobotę 22 sierpnia miały się odbyć zawody triathlonowe na trzech dystansach, w tym na dystansie IM (Iron Man). Ja miałam wystąpić w roli kibica, motywatora i fotografa... i tak też było, ale po kolei...
Wolsztyn to piękna miejscowość, położona nad jeziorem, bardzo dobrze zagospodarowana pod względem turystycznym. Co prawda warunki noclegowe lekko trącą poprzednim ustrojem, ale cena jest adekwatna do oferowanej jakości. My mieszkaliśmy w ośrodku Jelonek w Karpicku. Świetna miejscówka zarówno dla tych którzy chcą pobiegać albo pojeżdzic na rowerze, jak i dla tych, którzy chcą popływać. Gorąco polecam!! Mieliśmy dwuosobowy domek z aneksem kuchennym. Jak wspomniałam warunki może nie były sheratonowe, ale co za różnica, skoro praktycznie nas tam nie było. Ja nie jestem francuskim pieskiem. Wystarczy mi czysta pościel i prysznic, żeby się umyć. Obiady jedliśmy w trasie, bo celem wyjazdu było m. in. zwiedzenie okolicznych miejscowości, a na kolację robiliśmy zupę krem. Udało nam się zwiedzić Paradyż, bunkry w Pniewie i parowozownię w Wolsztynie.
Postanowiłam wykorzystać okazję... lasy, świeże powietrze... i dużo biegać. Z resztą w planach miałam start w półmaratonie, ale o tym za chwilę...
Oczywiście się zgubiłam i to dwa razy, cała ja... Na szczęście mam w komórce gps, w przeciwnym razie nie byłoby za wesoło. Zauważyłam, że znacznie poprawiłam tempo biegania. Myślę, że to po części dzięki lepszej technice, ale także przez to, że moje mięśnie odpoczęły od treningu siłowego. Co prawda robiłam sobie kilkudzięsięciominutowe workouty, ale nie każdego dnia. Zabrałam ze sobą kettlebell, sztangę, trx'a i skakankę, no i udało mi się trochę potrenować.
Pierwszy raz w życiu, ale myślę że nie ostatni, miałam okazję obejrzeć zawody triathlonowe na najdłuższym dystansie. Start był o 6 rano i zawodnicy mieli do przełynięcia 3,8 km. Potem musieli przejechac 180 km na rowerze i na koniec przebiec maraton. To nie lada wyzwanie, stąd mój szczególny podziw dla kobiet, które podjęły się tego wyzwania. Atmosfera była super, kibice i pogoda dopisali.
A co ja z tego wyniosłam? Przede wszystkim zmianę nastawienia do treningów, moich celów i sposobu odżywiania. Nie żartuję, nie żałowałam sobie... była kawa i shake'i w McDonaldzie, lody, napoje energetyczne, pepsi i piwo. Nie przytyłam. Ktoś mi może powiedzieć, że to przez to, że dużo biegam. Częściowo na pewno tak, ale widziałam już biegaczy i biegaczki przy kośći.
Wracając do tematu moich dość aktywnych wakacji, w niedzielę wystartowaliśmy w półmaratonie w Szczecinie i udało mi się zrobić życiówkę z czasem 1:43:27 h, poprawiając kwietniowy wynik o 10 minut.
Tak więc jest kolejny medal i motywacja, żeby trenować dalej :)
Poza wcześniej wspomnianymi miejscowościami zwiedziliśmy też Świnoujście, Szczecin, Międzyrzecz, Kamień Pomorski i ogrody Hortulus w Dobrzycy. Jeśli ktoś jeszcze nie był w tych okolicach, to zachęcam, bo naprawdę jest co oglądać.
Dziś mam ostatni dzień urlopu. Ogarnełam nieco mieszkanie, zrobiłam pranie i jutro do pracy. No i oczywiście powrót do treningów, choć nie bardzo mocnych, bo już w najbliższą niedzielę ME w Spartanie w Tatrzańskiej Łomnicy. A potem wywracam do góry nogami mój cały plan treningowy. Trzeba go dopasować do nowych celów.
Kinga
Subskrybuj:
Posty (Atom)