Z zapisywaniem wyników, jak za dawnych dobrych czasów. Był element rywalizacji i o to między innymi chodzi. Oczywiście mam na myśli zdrową rywalizację, bez oszukiwania.
Dziś trener zafundował nam 6 tabat (20 sekund pracy, 10 sekund przerwy x 8):
- podciąganie na drążku (z gumą),
- squats,
- scyzoryki,
- push ups,
- wykroki,
- burpees
...czyli typowy trening z własnym obciążeniem, ale wystarczy, żeby się zmęczyć.
To moje wyniki (liczba powtórzeń w każdej serii i średnia):
Kiedyś robiłam 7 albo 8 burpees, dziś tylko po 6. Od razu widać spadek formy i moją słabą stronę, czyli ręce (patrz podciąganie i pompki... mówią same za siebie...)
Na basenie też dostałam wycisk. Najpierw była własna rozgrzewka, więc zrobiłam 6 długości grzbietem. To jest mój ulubiony styl :) Potem pływaliśmy 2 długości - strzałką na grzbiecie i z rękoma za głową. Następnie były 4 długości strzałką. To mi akurat średnio wychodzi i przypomina raczej żabkę z nogami do kraula ;) Potem miało być 8 długości, w jedną stronę kraulem, a w drugą żabką. Wolne żarty, kiedy ja nie umiem pływać żabką. W ten oto sposób zostałam 2 długości za resztą grupy. W końcu przyszła kolej na grzbiet, 4 długości, każda inaczej. Zrobiłam trzy i usłyszałam gwizdek. Nawet nie wiem kiedy mi ta lekcja zleciała.
Dziś zdałam sobie sprawę, ile pracy jeszcze przede mną, ale się nie poddam. Jest cel, jest motywacja. I tego się będę trzymać. Do upartych świat należy. Hm... chyba do odważnych. No dobra, co za różnica? Byle do przodu...
Na jutro planuję crossfit i bieganie. Koleżanka przygotowała taki WOD:
4 time
15 burpee
30 DL 50/35
45 KB snatch
60 box jump
75 air squat
90 SU
Będzie, co ma być. Lubię to :)
Kinga
meegaaa!
OdpowiedzUsuńFajnie zrobić sobie raz na jakiś czas taką tabelkę i porównywać jaki progres się zrobiło :)
OdpowiedzUsuń