Jest medal i bardzo dobre miejsce (22 wśród 63 kobiet) na Mistrzostwach Europy w Spartan Race. Aroo!!
To był trudny i męczący bieg, zwłaszcza na początku dało mi nieźle popalić. Już pierwsza przeszkoda była z wodą. Przypomniała mi się zeszłoroczna Valca. Potem było jakieś 2,5 km podbiegu asfaltem i na tym odcinku czułam, że mogę zdobyć przewagę. Niestety poległam na przeszkodach. Najpierw nie udało mi się zrobić małpiego gaju, a potem równoważni i w ten oto piękny sposób miałam do zrobienia 60 burpees...
Potem musiałyśmy wnieść pod górę mega ciężkie worki z piaskiem. Wkurzyłam się, bo uważam że były o wiele za ciężkie, a na dodatek w połowie drogi usłyszłama jak jeden z wolontariuszy powiedział do drugiego: "Nie wiedziałem, że potrzebujemy tragarzy z Polski". Zmiażdżyłam go spojrzeniem... dosłownie... Z jednego worka wysypał mi się piasek, więc musiałam zrobić 10 karnych burpees.
Następnie czekał nas dość długi i stromy podbieg, który mógłby mieć decydujący wływ na wynik zawodów, gdyby nie dystans, który mieliśmy do pokonania... 30 km...
Postanowiłam, że nie będę się przypalać na początku i na szczyt weszłam spokojnym i równym tempem. Dużo straciłam na zbiegu, przegoniło mnie kilka osób z naszej ekipy. Prawda jest taka, że nie umiem zbiegać, boję się o kolana i dlatego zajmuje mi to więcej czasu.
Poza tym czułam się zdemotywowana niepowodzeniem na pierwszych przeszkodach i energii dodało mi dopiero to, że w końcu udało mi się wejść na linę, pierwszy raz w historii moich wyjazdów na Saprtana.
Większa część trasy była poprowadzona po płaskim terenie. Była woda, błoto, bagno... Biegło mi się naprawdę dobrze i dopiero na ostatnich kilometrach zaczęłam opadać z sił. Wtedy z pomocą przyszły mi koleżanki, których motywacja i doping znowu dodały mi sił. Na metę wbiegłam z uśmiechem :)
Między dwudziestym a trzydziestym kilometrem przegoniłam sporo osób, facetów i dziewczyny. Jednak moje wybieganie robi swoje. W ogóle nie miałam zadyszki, to mięśnie w końcu zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
W trakcie biegu zjadłam 2 żele energetyczne i 2 duże snickersy. Piłam w zasadzie niewiele, po kilka łyczków na każdej z siedmiu stacji. W ogóle nie miałam skurczy, co mnie bardzo zaskoczyło.
Zrobiłam w sumie 160 burpees ( małpi gaj, tramwaj, trawers, rzut oszczepem, równoważnia).
Mimo iż w trakcie biegu byłam na siebie zła, to koniec końców jestem zadowolona z wyniku. Dałam z siebie wszystko i przekonałam się, że mogę biegać na długich dystansach.
Dziś pojechaliśmy na termy w Białce Tatrzańskiej. Wymasowaliśmy zmećzone i obolałe mięśnie. Jutro tylko delikatne wybieganie, poważny trening planuję dopiero na środę.
Kinga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz