Dziś mam wyznaczony cel i przygotowany plan treningowy. Jeśli danego dnia nie uda się pobiegać, z powodu deszczu albo złego samopoczucia, to świat się nie zawali. I nie ma czegoś takiego jak odrabianie treningu albo trenowanie na zapas, no chyba że ktoś się faktycznie chce zajechać, ale to się może skończyć przetrenowaniem i kontuzją.
W sobotę byłam na nowo otwartym basenie w miejscowości, z której pochodzę. Mając dla siebie cały tor, starałam się maksymalnie wykorzystać sytuację i zrobić dobry trening (kraul na zmianę z grzbietem).
Wczoraj biegałam. Mimo, że nogi były ciężkie po niedzielnym treningu, przycisnęłam i pękła dyszka. Potem miałam lekcję pływania i po raz pierwszy ćwiczyłam ruchy do delfina. Na razie wydają mi się one mało naturalne, ale może jak więcej poćwiczę, to coś z tego będzie. Za to coraz lepiej idzie mi kraul i mimo, że na razie nie biję rekordów prędkości ani dystansu, to jestem z siebie zadowolona. Teraz to już jest tylko i wyłącznie kwestia pływania, pływania i jeszcze raz pływania. Jak to mówi mój trener, brakuje mi wyleżenia na wodzie.
Oprócz dziennika polar flow, mam jeszcze taki osobny do zapisywania treningów biegowych i na basenie.
Dziś zgodnie z planem - spinning i trx, a jutro trochę wymuszony, a trochę należny rest day. Tak to bywa :)
Kinga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz