sobota, 11 czerwca 2016

Taki temat... a mnie się to kojarzy z...

Na początku było fajnie. Pierwszego treningu nie zapomnę nigdy, bo dostałam niezły wycisk i chyba z pół godziny dochodziłam do siebie w szatni. Czekałam aż moja twarz zmieni kolor z buraczkowego na nieco bardziej przystępny dla świata. Byłam już dość mocno wytrenowana, a mimo wszystko workout był dla mnie ciężki. Wiedziałam jednak, że wrócę na kolejny. Czego jeszcze wtedy nie mogłam wiedzieć to, jak bardzo w ciągu kolejnych 2 lat zmieni się moje życie.
Początki w nowej grupie nie są łatwe i czułam się nieco wyizolowana, ale dzięki kilku sympatycznym osobom szybko udało mi się wkręcić w towarzystwo, a po pierwszym wyjeździe na Spartana czułam się już pełnoprawnym członkiem grupy. Apropos pierwszego Spartana, nikt wtedy nie mówił o żelach, odżywkach, ładowaniu węgli na kolację i tym podobnych rzeczach. Liczył się po prostu start w biegu z przeszkodami.
Trener wrzucał na naszej grupie na fb wyniki treningów i informacje o zapisach na kolejne biegi. Pojawiały się też informacje o noclegach, pytania kto ma wolne miejsce w samochodzie itp.
Nawet nie wiem, kiedy grupa zaczęła zmieniać charakter z treningowej na społeczną. Stopniowo wykruszyła się część osób z dawnej ekipy. Pojawiły się nowe twarze, ludzie bez wcześniejszego przygotowania treningoweo, co siłą rzeczy wynusiło spadek poziomu. No ale każdemu trzeba dać szansę, bo każdy gdzieś kiedyś zaczynał. Nie było już zapisywania wyników na tablicy ani "czelendżu". Coraz częściej zaczęłam zauważać, że za dużo  czasu spędzam z tymi ludźmi już po treningu, gadka szmatka i nie wiadomo kiedy zleciało pół godziny, czasem nawet więcej.
Jakiś czas temu był ponowny zryw do zapisywania wyników na tablicy, ale umarł śmiercią naturalną. Czasem się zastanawiałam, dlaczego ludzie, którzy na treningach mieli o wiele lepsze ode mnie rezultaty, tak słabo radzili sobie na zawodach. Fakt jest taki, że innych możesz oszukiwać, siebie nie oszukasz. Spartan prawdę Ci powie ;)
Pierwszy raz wkurzyłam się tak porządnie, jak mnie ktoś dopisał pod postem o różowych bandanach dla wszystkich. Dlaczego ktoś ma się wypowiadać w moim imieniu? Widziałam posta, paradowanie po siłowni w różowym nakryciu głowy mnie nie kręci, więc się nie wpisałam. Poza tym zaczęło mnie tłamsić bycie jak wszyscy.
Posty na grupie straciły charakter treningowy. Pojawiły się pytania typu: wybieramy się na lody na Starowiślną, ktoś ma ochotę pójść z nami? WTF... W grupie jest nadal około 350 osób, bo niektórzy się z niej nie wypisali. Z każdą z tych osób chcesz człowieku iść na lody? Pojawiły się też zdjęcia z imprez, oczywiście w nawiązaniu do tego, jak kto i co trenuje... Kilka osób przoduje w udzielaniu się na grupie, wrzucają cokolwiek byle tylko zaistnieć. Jest na to takie amerykańskie określenie...
attention whore...


Szanuję moich trenerów za to, że są merytorycznie i praktycznie przygotowani do swojej pracy, że wkładają w nią serce i dzielą sie swoją pasją do sportu. Ale to jest właśnie ich praca, za to dostają wynagrodzenie. Trener jest trenerem, a nie alfą i omegą. Nie będę nigoko stawiać na piedestale ani budować mu pomnika. To gdzie teraz jestem jest w co najmniej 90% moją zasługą, bo to ja dawałam z siebie wszystko na treningach.
Ludzie z zewnątrz zazwyczaj widzą to, czego my nie widzimy albo nie chcemy widzieć. W końcu do mnie dotarło kilka rzeczy oczywistych. Poznałam ludzi, którzy biegają, a nie uprawiają biegactwo. Też mają grupę na fb, ale nikt się tam nie manifestuje ze swoimi przebiegniętymi 5 km.


Mam wrażenie déjà vu i jestem ciekawa, ile hejtów zbiorę za tego posta.

1. Najbardziej rzucającą się w oczy cechą jest gorliwość, z jaką ludzie przychodzą na trening.
2. Ludzie wierzą w inność i wyjątkowość trenera,  który ma wiedzę absolutną na temat sportu, treningów i odżywiania. Tylko ten, kto postępuje zgodnie z jego wytycznymi, może osiągnąć rezultaty (wydolność, wytrzymałość, sylwetkę). Decyzje trenera nie są podważane ani dyskutowane.
3. Ludzie wierzą, że stanowią grupę elitarną, posiadają wiedzę na temat techniki, dzięki czemu różnią się od innych i są lepsi od tych, którzy nie należą do ich grona. Ludzie są bezkrytyczni wobec trenera, innych członków grupy i ich pomysłów. W zasadzie każdy pomysł jest super.
4. Wszystko kręci się wokół treningów i diety. Dyscyplina przejmuje kontrolę nad innymi aspektami życia. Ludzie mają mało czasu na cokolwiek innego, z resztą treningi tak czy owak wypełniają każdą wolnę chwilę.
5. W grupie nie ma miejsca na indywidualność. Dla całej grupy zamawiane są t-shirty o tym samym wzorze, najczęściej z logo klubu, w tórym trenują. Dotyczy to także bandan i leginsów.
6. Ludzie stopniowo tracą znajomych spoza klubu, w którym trenują. Stopniowo zaciera się granica między tym, co się dzieje na treningu a życiem prywatnym. Nie pojawienie się na treningu wywołuje burzę pytań przy okazji ponownego pojawienia się w klubie.

Fajna jest to grupa, zawsze to być może, prawda... jednakże ja ją między s.... włożę...

Kinga

#followtheleader

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz