piątek, 17 czerwca 2016

Sok z buraka

14 czerwca na facebookowym profilu Ewy pojawił się post na temat "paru ograniczonych trenerów / trenerek". Chciałabym się odnieść do tego posta.
Z jakimkolwiek trenerem bym nie rozmawiała, a było ich kilku, każdy z nich mówił, że wybór zawsze należy do klienta. Każdy sam decyduje o tym, czy ćwiczy w domu, na siłowni, czy na zajęciach grupowych. Myślę natomiast, że każdy ma prawo do posiadania i wypowiadania głośno swojego zdania. Skoro uważam, że Ewa ćwiczy nietechnicznie, to mam prawo dzielić się tą opinią. I jeśli ktoś pyta mnie o radę, to mówię, żeby się skonsultował z trenerem zanim cokolwiek zacznie robić sam.
Znam wielu trenerów, którzy osiągnęli więcej niż Ewa, np. miejsce na pudle w triathlonie. Znam instruktora, dzięki któremu Polacy zaczęli startować w Spartan Race. W 2013 roku namówił kilka osób do startu, gdzieś na Słowacji czy w Czechach, nieistotne. Ja dołączyłam do grupy rok później, a w tym roku w Pradze startowało już ponad 70 osób. Znam trenera, który jest sędzią piłkarskim i nie obnosi się z tym, jak z medalami po wojnie bolszewicko-pruskiej.
Ćwiczenia z własnym ciężarem ciała są bezpieczne pod warunkiem, że są wykonane poprawnie technicznie. W domu nie ma instruktora, który może skorygować błędy ani lustra na całą ścianę, dzięki któremu można samemu sprawdzić, czy się ćwiczy poprawnie.
Ćwiczenia z własnym obciążeniem nie zawsze są wystarczające, aby osiagnąć porządane efekty. Wszystko zależy od tego, jaki jest cel. Na przykład, jeżeli celem jest 70 kg w martwym ciągu, to nie ma bata, trzeba popracować ze sztangą. Tak więc Ewa, masz rację, ale...
"Efekty mojej pracy w Polsce SĄ NAJLEPSZE". Naprawdę? No chyba, że mówimy o kolejkach do rehabilitantów. To że osoby ćwiczące w klubach fitness nie publikują efektów swojej pracy wcale nie oznacza, że ich nie mają. Z resztą na temat publikowania wszystkiego na facebooku wypowiedziałam się dwa posty temu.
"Gdzie ten IDIOTA (z całą odpowiedzialnością) był, kiedy zaczynałaś w domu?" Przypuszczam, że prowadził jakiś trening albo się dokształcał. Trenerzy i instruktorzy fitness poświęcają dużo czasu i wydają sporo pieniędzy na doskonalenie swoich umiejętności. Sama mam za sobą 4 warsztaty, mimo że nie jestem instruktorem fitness. Wiem, że trzeba się uczyć, aby być na bieżąco i dotyczy to zarówno form treningowych, sprzętu, jak i diety. Nie wystarczy poczytać o czymś w internecie. Warto posłuchać tego, co mają do powiedzenia inni trenerzy, instruktorzy, rehabilitanci, dietetycy, podzielić się z nimi własną wiedzą i doświadczeniem.
Materiały Ewy nie są niczym wyjątkowym ani przełomowym, nie wymyśliła żadnych nowych ćwiczeń ani form treningowych. W swoich programach opiera się na znanych ćwiczeniach. Mówiąc krótko, Ameryki nie odkryła.
Prekursorką gimnastycznego aerobiku była Jane Fonda, która w 1979 roku otworzyła w Los Angeles swój fitness klub. Wydała także serię kaset wideo z programem ćwiczeń dla kobiet w różnym wieku, w której zaproponowała swoją interpretacje ruchu, stylu z naciskiem na elementy siły, wytrzymałości i rozciągania.
Pod koniec lat siedemdziesiątych, za sprawą Jacky Sorensen, do aerobiku trafił zestaw ćwiczeń złożony z podskoków i sprężynowania nazwany high impact, który pozwolił uczestnikom zajęć dojść do maksimum zmęczenia. Został on jednak ostro skrytykowany przez lekarzy i uznany za kontuzjogenny.
Do Polski aerobik dotarł w 1981 roku dzięki Hannie Fidusiewicz, znanej gimnastyczce, absolwentce AWF w Warszawie, która jako pierwsza Polka ukończyła specjalistyczny kurs aerobiku w Paryżu.
"Właściciele klubów fitness zdają sobie sprawe z wartości jaką przyniosła polskiemu rynkowi moja praca .. " Myślę Ewa, że właściciele klubów fitness doceniają Twój wkład w to, że koniec końców ludzie decydują się na trening z merytorycznie i praktycznie przygotowanym instruktorem zamiast się zarzynać w domu.
"Światowe marki podpisują ze mną kontrakty nie dlatego, ze mam znajomosci .. i nie dlatego, bo mi sie poszczęściło , ale dlatego bo jestem mega dobra w tym co robie .." Samochwała w kącie stała. Światowe marki podpisują kontrakty z Małyszem, Kubicą, Lewandowskim itd., ale nie dlatego, że wszyscy Polacy nagle zaczęli jeżdzić na nartach, samochodem wyścigowym albo grać w piłkę nożną. Podpisują je dlatego, że te osoby się wypromowały (w taki czy inny sposób) i są liderami opinii. Każda z wymienionych osób jest mega dobra w tym co robi. Zdobyte medale i wyróżnienia mówią same za siebie. A Ty Ewa masz dobrych specjalistów od marketingu, choć po ostatnim wpisie na fb zaczynam wątpić w ich kwalifikacje zawodowe.
Ewa nie jesteś pępkiem polskiego świata sportu, a liczby mówią same za siebie. I jeśli ktoś po treningu z Tobą stwierdza, że raczej pojeździ na rowerze albo pobiega, to jakikolwiek komentarz jest w tym miejscu zbędny.
Wg CBOS "Zdecydowanie najbardziej popularnym sportem jest jazda na rowerze (51%), a na drugim miejscu pływanie (28%). Inne stosunkowo popularne formy rekreacji to: bieganie (18%), turystyka piesza (16%), piłka nożna (14%), siatkówka (14%), gimnastyka, fitness, aerobik (13%)." (Warszawa, wrzesień 2013)

http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2013/K_129_13.PDF

http://www.fit.pl/klubyfitness/aktualnosci/jak-wyglada-rynek-fitness-w-polsce,465,1,0.html

Styl wypowiedzi na profilu Ewy pozostawia wiele do życzenia. Nadużywanie znaków interpunkcyjnych i wielkich liter słabo świadczy o umiejętnościach literackich jej autora.
Według mnie celem posta jest ponowne zwrócenie uwagi na Ewę, bo ostatnio coś o niej ucichło. Przesano ją krytykować, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nie trafiłam na żadnego "hejta". Nie tędy droga. Zrób przysługę sobie i światu i zajmij się motywowaniem swoich endorfinek zamiast umieszczać marne posty na fb.

Zaczęłam ćwiczyć w domu w wieku około 16 lat, bo usłyszałam mało przyjemny komentarz od koleżanki z klasy. Powycinałam z kolorowych czasopism przykładowe ćwiczenia i ułozyłam sobie własny zestaw, który wykonywałam codziennie konsekwentnie przez kilka następnych lat. Ewa miała wtedy 14 lat, więc nie mogło jej jeszcze być na zdjęciach w czasopismach dla kobiet. Na zajęcia grupowe pierwszy raz trafiłam w 2005 roku w Zakopanem i wtedy także nikt jeszcze o Ewie nie słyszał. Potem wróciłam do ćwiczenia w domu, aż do początków 2012, kiedy zaczęłam swoją przygodę z zumbą. Po półtorej roku przypadkowo trafiłam na zajęcia fitness do pewnej instruktorki i na zumbę już nie wróciłam. O tym jakie sukcesy mam na koncie i co mnie motywuje, można przeczytać na tym blogu. Jedno jest pewne, nie zawdzięczam ich Ewie i myślę, że wiele Polek może się pod tym stwierdzeniem podpisać.

Kinga

#ewachodakowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz