Chyba każdy wie albo dowiaduje się po pewnym czasie, że odpowiedni stretching to połowa sukcesu w sporcie. Trzeba się rozciągać, rolować, masować itp. itd...
W związku z tym, że po każdym dłuższym biegu dokucza mi naprężacz powięzi szerokiej i mięśnie pośladkowe, postanowiłam w końcu sprawić sobie roller. Żeby nie wydawać 100 zł w Decathlonie albo innym sklepie sportowym, poszłam do Leroy Merlin i kupiłam za 10 zł kawałek rury pcv.
Sprawdziłam, efekt jest taki sam jak po użyciu wałka do pilatesu. Podpatrzyłam ten patent u crossfiterów. Po co niepotrzebnie wydawać pieniądze, kiedy można niewielkim kosztem nabyć dosyć dobry sprzęt. Może wizualnie nie spełnia wymagań sali fitness, ale kto by zwracał uwagę na takie drobiazgi. Najważniejsze, żeby dobrze masowało :)
Kinga
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
niedziela, 26 kwietnia 2015
Półmaraton w Puszczy Niepołomickiej
Na udział zdecydowałam się spontanicznie, zaraz po tym jak zobaczyłam wydarzenie na facebook'u. W sumie jest to główne źródło mojej wiedzy o wszelakich wydarzeniach sportowych.
Obudziłam się już przed 7 i jakoś nie mogłam znowu zasnąć. Na pewno nie było to spowodowane stresem, nic z tych rzeczy, po prostu tak mam ustawiony zegar biologiczny. Wstałam i zjadłam śniadanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to dużo za wcześnie przed zawodami, ale nie miałam wyjścia.
4 łyżki płatków owsianych i gryczanych z rodzynkami, ziarnem słonecznika i orzeszkami ziemnymi.
Busa do Niepołomic miałam tuż przed 9. Wysiadłam na Woli Batorskiej i próbowałam się dowiedzieć, w którą stronę pójść, żeby dotrzeć na Polanę Sitowiec, z której mieliśmy startować. Muszę przyznać, że nie było trudno. Miejscowi okazali się przyjacielscy i chętni do pomocy. Pokonałam 2 km z buta i o 10, czyli 2 godziny przed planowanym startem, byłam na miejscu.
Odebrałam pakiet startowy i spokojnie czekałam. Miejscówka była fajna, więc nie mogłam narzekać. Tuż przed startem zrobiłam krótką rozgrzewkę. Wyruszyliśmy punktualnie. Na początku biegło mi się nawet fajnie, na 7 km dostałam kolkę, która trwała mniej więcej do 12 km, ale cały czas biegłam. Na postojach piłam wodę i po 8 km zjadłam jeden żel energetyczny. Tym razem kryzys przyszedł mniej więcej w połowie trasy, czyli jak widać nie ma reguły. Zaczęła pracować głowa. Postanowiłam przestać wkurzać się na samą siebie za to, że się w ogóle zdecydowałam na ten bieg. Zabroniłam sobie powtarzać, że nie lubię biegać i że to nie moja bajka. I tak dobrnęłam do 17, potem 18 km. Wtedy nastąpił przełom, zaczęłam odliczać kilometry do końca i było super. Ostatni kilometr biegliśmy asfaltem, dłużył się jak flaki z olejem, ale głupio by było poddać się na finiszu. Udało się.
Czas zmierzony przez organizatora - 02:02:26 h, a Endomondo policzyło 01:53:48 h. Cały dystans wyniósł 21,35 km. Trochę mnie dziwi taka rozbieżność, bo na Półmaratonie Marzanny różnica wyniosła zaledwie kilkadziesiąt sekund. Nic na to nie poradzę. Cieszę się, że byłam w granicy czasu, który sobie założyłam.
Zjadłam zupkę przygotowaną przez organizatora i ruszyłam w drogę powrotną na busa do Krakowa. Wyczekałam się 40 minut na przystanku, żeby tuż po 16 być na miejscu, czyli w samym centrum Nowej Huty. W sumie był to całkiem niegłupi niedzielny wypad za miasto.
Kolejny bieg 9 maja, ale na krótszym dystansie 10 km. Jestem przygotowana. Nogi bolą mnie mniej niż poprzednio i myślę, że rozmasowanie piłeczką do tenisa załatwi sprawę.
Ale się rozpisałam... No ale skoro dzień był taki ciekawy, to jak tu nie pisać? ;)
Kinga
Obudziłam się już przed 7 i jakoś nie mogłam znowu zasnąć. Na pewno nie było to spowodowane stresem, nic z tych rzeczy, po prostu tak mam ustawiony zegar biologiczny. Wstałam i zjadłam śniadanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to dużo za wcześnie przed zawodami, ale nie miałam wyjścia.
4 łyżki płatków owsianych i gryczanych z rodzynkami, ziarnem słonecznika i orzeszkami ziemnymi.
Busa do Niepołomic miałam tuż przed 9. Wysiadłam na Woli Batorskiej i próbowałam się dowiedzieć, w którą stronę pójść, żeby dotrzeć na Polanę Sitowiec, z której mieliśmy startować. Muszę przyznać, że nie było trudno. Miejscowi okazali się przyjacielscy i chętni do pomocy. Pokonałam 2 km z buta i o 10, czyli 2 godziny przed planowanym startem, byłam na miejscu.
Odebrałam pakiet startowy i spokojnie czekałam. Miejscówka była fajna, więc nie mogłam narzekać. Tuż przed startem zrobiłam krótką rozgrzewkę. Wyruszyliśmy punktualnie. Na początku biegło mi się nawet fajnie, na 7 km dostałam kolkę, która trwała mniej więcej do 12 km, ale cały czas biegłam. Na postojach piłam wodę i po 8 km zjadłam jeden żel energetyczny. Tym razem kryzys przyszedł mniej więcej w połowie trasy, czyli jak widać nie ma reguły. Zaczęła pracować głowa. Postanowiłam przestać wkurzać się na samą siebie za to, że się w ogóle zdecydowałam na ten bieg. Zabroniłam sobie powtarzać, że nie lubię biegać i że to nie moja bajka. I tak dobrnęłam do 17, potem 18 km. Wtedy nastąpił przełom, zaczęłam odliczać kilometry do końca i było super. Ostatni kilometr biegliśmy asfaltem, dłużył się jak flaki z olejem, ale głupio by było poddać się na finiszu. Udało się.
Czas zmierzony przez organizatora - 02:02:26 h, a Endomondo policzyło 01:53:48 h. Cały dystans wyniósł 21,35 km. Trochę mnie dziwi taka rozbieżność, bo na Półmaratonie Marzanny różnica wyniosła zaledwie kilkadziesiąt sekund. Nic na to nie poradzę. Cieszę się, że byłam w granicy czasu, który sobie założyłam.
Zjadłam zupkę przygotowaną przez organizatora i ruszyłam w drogę powrotną na busa do Krakowa. Wyczekałam się 40 minut na przystanku, żeby tuż po 16 być na miejscu, czyli w samym centrum Nowej Huty. W sumie był to całkiem niegłupi niedzielny wypad za miasto.
Kolejny bieg 9 maja, ale na krótszym dystansie 10 km. Jestem przygotowana. Nogi bolą mnie mniej niż poprzednio i myślę, że rozmasowanie piłeczką do tenisa załatwi sprawę.
Ale się rozpisałam... No ale skoro dzień był taki ciekawy, to jak tu nie pisać? ;)
Kinga
sobota, 25 kwietnia 2015
Wybieganie przed niedzielnym startem
Nie minął nawet tydzień od Spartana, a ja już biegam. Tym razem bez forsowania się i na spokojnie, choć dystans mnie zaskoczył. Myślałam o przebiegnięciu jakiś 7 km, a wyszło prawie 12... cóż, koleżanka mnie zagadała ;)
Po takim wysiłku przyszła kolej na zdrowy i smaczny posiłek - sery, kabanosy, hummus, awokado, winogrona, oliwki...
Spalam kalorie, więc dokładam do pieca - zalecenie trenera :)
Jutro półmaraton w Puszczy Niepołomickiej. Nie wiem, czy uda mi się poprawić czas, ale na pewno będę się dobrze bawić. Lubię biegać po lasach, to coś zupełnie innego niż bieganie po asfalcie. Nawet jeśli nie będzie oszałamiającego wyniku, to przynajmniej będę miała dobry trening przed kolejnym Spartanem. Co prawda do lipca zostało jeszcze trochę czasu, ale jak znam życie to zleci zanim się obejrzę.
Kinga
Po takim wysiłku przyszła kolej na zdrowy i smaczny posiłek - sery, kabanosy, hummus, awokado, winogrona, oliwki...
Spalam kalorie, więc dokładam do pieca - zalecenie trenera :)
Jutro półmaraton w Puszczy Niepołomickiej. Nie wiem, czy uda mi się poprawić czas, ale na pewno będę się dobrze bawić. Lubię biegać po lasach, to coś zupełnie innego niż bieganie po asfalcie. Nawet jeśli nie będzie oszałamiającego wyniku, to przynajmniej będę miała dobry trening przed kolejnym Spartanem. Co prawda do lipca zostało jeszcze trochę czasu, ale jak znam życie to zleci zanim się obejrzę.
Kinga
piątek, 24 kwietnia 2015
Śniadanie korpoludka
Jajka z majonezem (Kielecki), salami, świeży ogórek, ser żółty i pleśniowy, a do popicia - woda mineralna. W korporacji też może być zdrowo :)
Kawa (parzona) dopiero po śniadaniu, żeby się dobrze wchłonęło.
Kinga
Kawa (parzona) dopiero po śniadaniu, żeby się dobrze wchłonęło.
Kinga
wtorek, 21 kwietnia 2015
Obiadowo
...takie pyszności...
Zgodnie z mocnym postanowieniem poprawy uzupełniam węglowodany i mocno wierzę, że będą tego pozytywne efekty. Czas pokaże.
Kinga
Zgodnie z mocnym postanowieniem poprawy uzupełniam węglowodany i mocno wierzę, że będą tego pozytywne efekty. Czas pokaże.
Kinga
niedziela, 19 kwietnia 2015
Spartan Sprint Budapest
Piątek, 17 kwietnia
wyjazd z Krakowa tuż po 13.00. Wesoły samochód zmierzał w kierunku południowym, do Budapesztu dotarliśmy po 20.00. Trochę błądziliśmy po mieście, zanim znaleźliśmy nasz hostel i miejsce do zaparkowania. Przywitaliśmy się z resztą ekipy i poszliśmy spać, bo następnego dnia czekało nas nie lada wyzwanie...
Sobota, 18 kwietnia
śniadanie i wyjazd do Mogyoród - Hungaroring, bo właśnie tam odbywały się zawody. Odebraliśmy pakiety startowe i czekaliśmy na naszą kolej - start o 9.30. Przed startem odśpiewaliśmy "Ole, ole, ole, nie damy się"... ekipa jakich mało...
Przywykliśmy do biegania w górach i byliśmy ciekawi, co organizatorzy przygotowali dla nas na tym płaskim terenie. Muszę przyznać, że stanęli na wysokości zadania. Nawet w Krynicy nie było tyle błota i wody ;) Pierwszy raz w historii mojego udziału w Spartanach trzeba się było w całości zanurzyć w wodzie (tudzież błocie), żeby pokonać przeszkodę. Po wyjściu z wody mieliśmy szok termiczny, bo wiał zimny wiatr, a tu trzeba było biec dalej. Pogratulowałam sobie intensywnych treningów przez ostatnie kilka miesięcy.
Jestem z siebie dumna, bo udało mi się pokonać małpi gaj i wyszłam do połowy liny. W sumie zrobiłam 120 burpees. Pokonaliśmy 8,4 km. Przeszkody były bardzo ciekawe, niektóre nowe i jak wspomniałam wcześniej było dużo wody i błota.
Zmarzliśmy tak, że szkoda gadać. Po biegu ciężko było trafić batonem do ust, nie żartuję... i nikt z nas nie miał ochoty na prysznic w zimnej wodzie. Ogarnęliśmy się na tyle, żeby nie pobrudzić samochodów i wróciliśmy do hostelu.
Zrobiłam tę trasę w godzinę 9 minut i uważam, że to dobry czas. Kolejny Spartan w lipcu. Jest dużo czasu, żeby się do niego przygotować.
Niedziela, 19 kwietnia
pyszne śniadanie regeneracyjne, czyli dużo białka...
Za to wieczorem "zgrzeszyłam", bo był obiad w KFC - big pocket z frytkami i wodą mineralną. A że na taką właśnie kolację namówiła mnie moja trenerka, a drugi trener siedział obok i jadł to samo, więc czuję się nieco rozgrzeszona ;)
Najgorsze przede mną... pranie... to takie małe ostrzeżenie dla tych, którzy myślą o udziale w Spartanie :D
Powiem tak, trzeci raz robię takie pranie i jakoś mnie to nie zniechęca. Jak się człowiek raz zajawi, to ma z głowy i jedzie na drugi koniec Europy po to tylko, żeby pobiegać sobie w błocie ;) I to jest Sparta... Aroo!!
Kinga
wyjazd z Krakowa tuż po 13.00. Wesoły samochód zmierzał w kierunku południowym, do Budapesztu dotarliśmy po 20.00. Trochę błądziliśmy po mieście, zanim znaleźliśmy nasz hostel i miejsce do zaparkowania. Przywitaliśmy się z resztą ekipy i poszliśmy spać, bo następnego dnia czekało nas nie lada wyzwanie...
Sobota, 18 kwietnia
śniadanie i wyjazd do Mogyoród - Hungaroring, bo właśnie tam odbywały się zawody. Odebraliśmy pakiety startowe i czekaliśmy na naszą kolej - start o 9.30. Przed startem odśpiewaliśmy "Ole, ole, ole, nie damy się"... ekipa jakich mało...
Przywykliśmy do biegania w górach i byliśmy ciekawi, co organizatorzy przygotowali dla nas na tym płaskim terenie. Muszę przyznać, że stanęli na wysokości zadania. Nawet w Krynicy nie było tyle błota i wody ;) Pierwszy raz w historii mojego udziału w Spartanach trzeba się było w całości zanurzyć w wodzie (tudzież błocie), żeby pokonać przeszkodę. Po wyjściu z wody mieliśmy szok termiczny, bo wiał zimny wiatr, a tu trzeba było biec dalej. Pogratulowałam sobie intensywnych treningów przez ostatnie kilka miesięcy.
Jestem z siebie dumna, bo udało mi się pokonać małpi gaj i wyszłam do połowy liny. W sumie zrobiłam 120 burpees. Pokonaliśmy 8,4 km. Przeszkody były bardzo ciekawe, niektóre nowe i jak wspomniałam wcześniej było dużo wody i błota.
Zmarzliśmy tak, że szkoda gadać. Po biegu ciężko było trafić batonem do ust, nie żartuję... i nikt z nas nie miał ochoty na prysznic w zimnej wodzie. Ogarnęliśmy się na tyle, żeby nie pobrudzić samochodów i wróciliśmy do hostelu.
Zrobiłam tę trasę w godzinę 9 minut i uważam, że to dobry czas. Kolejny Spartan w lipcu. Jest dużo czasu, żeby się do niego przygotować.
Niedziela, 19 kwietnia
pyszne śniadanie regeneracyjne, czyli dużo białka...
Za to wieczorem "zgrzeszyłam", bo był obiad w KFC - big pocket z frytkami i wodą mineralną. A że na taką właśnie kolację namówiła mnie moja trenerka, a drugi trener siedział obok i jadł to samo, więc czuję się nieco rozgrzeszona ;)
Najgorsze przede mną... pranie... to takie małe ostrzeżenie dla tych, którzy myślą o udziale w Spartanie :D
Powiem tak, trzeci raz robię takie pranie i jakoś mnie to nie zniechęca. Jak się człowiek raz zajawi, to ma z głowy i jedzie na drugi koniec Europy po to tylko, żeby pobiegać sobie w błocie ;) I to jest Sparta... Aroo!!
Kinga
piątek, 17 kwietnia 2015
Kierunek => Budapeszt
Chyba wszystko spakowałam. Najważniejsze są rzeczy na bieg, resztę udałoby się jakoś zorganizować. Zabieram ze sobą już trochę wysłużone Asicsy, koszulkę termoaktywną i spodnie Hi-Tec'a. Zakładanie nowych ubrań czy butów nie ma sensu, bo nigdy nie wiadomo, czy po takich zawodach będą się nadawały do ponownego użytku. Dodatkowo zabieram rzeczy do przeprania tuż po biegu, takie które mogę zbrudzić, bo na prysznic na mecie nie ma co liczyć. Jeśli będzie zimno, to skończy się na wykruszeniu błota i obmycia się wodą z butelki. Tylko odważni korzystają wtedy ze szlauchów z zimną wodą...brrr...
Moje "spartańskie jadło" już też gotowe... Na śniadanie mam płatki owsiano- gryczane z ziarnem słonecznika, rodzynkami, orzeszkami ziemnymi i białkiem Ostrovit. Na obiad, po powrocie do hostelu, mam pierś z kurczaka pieczoną z bakłażanem. Zaopatrzyłam się też w żele energetyczne. Niby to tylko 5 km, ale na wszelki wypadek lepiej mieć przy sobie coś, co pozwoli uzupełnić energię. Organizator zapewnia banany i wodę po biegu, więc o ten pierwszy posiłek powysiłkowy nie muszę się martwić.
Na niedzielę przygotowałam standardowe śniadanie, czyli jajka na twardo, kabanosy, żółtą paprykę i ser. W zapasie mam jeszcze owoce, no i oczywiście wodę mineralną. Tym razem jestem przygotowana. Słabo mi się robi, jak sobie przypomnę moją pierwszą wyprawę na Spartana. Koledzy śmiali się wtedy, że jestem hardcorem, a ja przebiegłam te 13 km bez tzw. dopalaczy ;)
Wyjazd około 13, w Budapeszcie będziemy pewno dopiero przed 20. W sam raz, żeby zamienić parę słów z resztą ekipy i pójść spać. Start o 9.30 i nie będzie "zmiłuj"...
Z jednej strony nie mogę się doczekać, a z drugiej to co dzieje się w moim żołądku wskazuje jednak na to, że mam lekki stres. Cieszę się, że to dzisiaj i mam nadzieję, że do jutra nieco ochłonę. Przede mną długa droga, więc zabieram ze sobą lekturę, żeby się nie nudzić w samochodzie.
Relacja z wyprawy będzie pewno w niedzielę.
AROO!!
Kinga
Moje "spartańskie jadło" już też gotowe... Na śniadanie mam płatki owsiano- gryczane z ziarnem słonecznika, rodzynkami, orzeszkami ziemnymi i białkiem Ostrovit. Na obiad, po powrocie do hostelu, mam pierś z kurczaka pieczoną z bakłażanem. Zaopatrzyłam się też w żele energetyczne. Niby to tylko 5 km, ale na wszelki wypadek lepiej mieć przy sobie coś, co pozwoli uzupełnić energię. Organizator zapewnia banany i wodę po biegu, więc o ten pierwszy posiłek powysiłkowy nie muszę się martwić.
Na niedzielę przygotowałam standardowe śniadanie, czyli jajka na twardo, kabanosy, żółtą paprykę i ser. W zapasie mam jeszcze owoce, no i oczywiście wodę mineralną. Tym razem jestem przygotowana. Słabo mi się robi, jak sobie przypomnę moją pierwszą wyprawę na Spartana. Koledzy śmiali się wtedy, że jestem hardcorem, a ja przebiegłam te 13 km bez tzw. dopalaczy ;)
Wyjazd około 13, w Budapeszcie będziemy pewno dopiero przed 20. W sam raz, żeby zamienić parę słów z resztą ekipy i pójść spać. Start o 9.30 i nie będzie "zmiłuj"...
Z jednej strony nie mogę się doczekać, a z drugiej to co dzieje się w moim żołądku wskazuje jednak na to, że mam lekki stres. Cieszę się, że to dzisiaj i mam nadzieję, że do jutra nieco ochłonę. Przede mną długa droga, więc zabieram ze sobą lekturę, żeby się nie nudzić w samochodzie.
Relacja z wyprawy będzie pewno w niedzielę.
AROO!!
Kinga
środa, 15 kwietnia 2015
Pocisnęłam na basenie
Musiałam odrobić jedną zaległa lekcję i w konsekwencji spędziłam w basenie półtorej godziny, a trener nie odpuszczał...
Jestem z siebie dumna, bo sobie sama podnoszę poprzeczkę. Jeśli Mateusz mi folguje i pozwala przepłynąć połowę basenu, to ja i tak robię pełne długości. Kiedyś trzeba się przełamać i chyba już za długo chodzę na te lekcje, żeby ciągle "pływać w miejscu".
Kraul idzie mi całkiem całkiem, zwłaszcza grzbietem. Z nogami do żaby nie jest tak łatwo, ale nikt nie mówił, że łatwo będzie. Trzeba ćwiczyć i raz w tygodniu to stanowczo za mało.
W ten weekend mam wyjazd na Spartana do Budapesztu, ale w następną sobotę muszę się zmobilizować i pójść na basen. Im więcej będę sama ćwiczyć, tym szybciej opanuję technikę i wyrobię sobie kondycję. Motywacja jest, cel też, co prawda dość odległy, ale jednak...
Skoro się nauczyłam pływać, to czemu by nie pójść dalej? Nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba tylko chcieć!!
Kinga
Zupa krem z ciecierzycy
Przepis na pyszną i zdrową zupkę :)
Około 150 g ciecierzycy zalać wodą i zostawić na kilkanaście godzin. Wymienić wodę i gotować ciecierzycę aż zmięknie. Można dołożyć 1 dużą marchewkę. Średnią cebulę i 3 ząbki czosnku pokroić w kostkę, podsmażyć na maśle na patelni tak, aby cebula zmiękła, ale się nie zeszkliła. Podsmażoną cebulę i czosnek dołożyć do ciecierzycy i dalej gotować. Dołożyć 4 łyżki ketchupu domowej roboty. Doprawić pieprzem, kurkumą i ostrą papryką. Zblendować na jednolitą masę.
Jedyną "wadą" tej potrawy jest to, że ciecierzycę trzeba dość długo gotować, nawet jeśli się ją uprzednio wymoczy.
Smacznego!!
Kinga
wtorek, 14 kwietnia 2015
Dieta sportowca
Piszę o tym, bo swoją ostatnio mocno zaniedbałam i są efekty, niestety negatywne... kompletny brak energii podczas treningów :/
Na szczęście mam kogoś, kto nade mną czuwa, pilnuje i daje reprymendę wtedy, kiedy trzeba. Dziękuję Ci Aniu :)
Mam mocne postanowienie poprawy, zaczęłam od dzisiaj. Na śniadanie jajko na twardo, kiełbacha, ser żółty i czerwona papryka. Myślę, że spokojnie mogłam zjeść jeszcze jedno jajo i jakieś inne warzywo. Jutro przewiduję podobnie. Mam nietolerancję glutenu, więc wszelkie pieczywo odpada, ale przecież są inne możliwości.
Obiad w wersji graficznej ;)
Kurczak oczywiście upieczony w piekarniku, a nie na patelni (w tłuszczy własnym ;), marynaty też domowej roboty. Mniam, żyć nie umierać... :)
Po treningu przygotowałam sobie pysznego shake'a - półtorej łyżki białka Ostrovit zblendowałam z bananem i wodą niegazowaną.
Dziś miałam ostatni dzień treningowy, jutro aktywnie odpoczywam na basenie. Na obiad przygotowałam zupę krem z ciecierzycy i kaszę jaglaną. Tę ostatnią doprawiam do smaku przyprawą do gyrosa i kurkumą.
Lubię gotować. Staram się jeść jak najmniej produktów przetworzonych.
Znajomy napisał mi dzisiaj, że ludzie dziwnie patrzą na jego obiady... Hehehe, na moje też się dziwnie patrzą, czasem nawet komentują, ale mam to gdzieś. Zdrowie przede wszystkim, a czas się zawsze znajdzie!!
Kinga
Ps. Kupiłam suplementy Olimp Labs - Vita -min. O tej porze roku jakoś średnio ufam warzywom i owocom.
Na szczęście mam kogoś, kto nade mną czuwa, pilnuje i daje reprymendę wtedy, kiedy trzeba. Dziękuję Ci Aniu :)
Mam mocne postanowienie poprawy, zaczęłam od dzisiaj. Na śniadanie jajko na twardo, kiełbacha, ser żółty i czerwona papryka. Myślę, że spokojnie mogłam zjeść jeszcze jedno jajo i jakieś inne warzywo. Jutro przewiduję podobnie. Mam nietolerancję glutenu, więc wszelkie pieczywo odpada, ale przecież są inne możliwości.
Obiad w wersji graficznej ;)
Kurczak oczywiście upieczony w piekarniku, a nie na patelni (w tłuszczy własnym ;), marynaty też domowej roboty. Mniam, żyć nie umierać... :)
Po treningu przygotowałam sobie pysznego shake'a - półtorej łyżki białka Ostrovit zblendowałam z bananem i wodą niegazowaną.
Dziś miałam ostatni dzień treningowy, jutro aktywnie odpoczywam na basenie. Na obiad przygotowałam zupę krem z ciecierzycy i kaszę jaglaną. Tę ostatnią doprawiam do smaku przyprawą do gyrosa i kurkumą.
Lubię gotować. Staram się jeść jak najmniej produktów przetworzonych.
Znajomy napisał mi dzisiaj, że ludzie dziwnie patrzą na jego obiady... Hehehe, na moje też się dziwnie patrzą, czasem nawet komentują, ale mam to gdzieś. Zdrowie przede wszystkim, a czas się zawsze znajdzie!!
Kinga
Ps. Kupiłam suplementy Olimp Labs - Vita -min. O tej porze roku jakoś średnio ufam warzywom i owocom.
niedziela, 12 kwietnia 2015
Bieg w Skale
Było super!!! Dla mnie najważniejsze jest to, że udało mi się znacząco poprawić czas. W lutym potrzebowałam 1:24:34 godziny, żeby pokonać 11,44 km, a dziś udało mi się pokonać 13,65 km w trakcie 1:14:28 godziny.
Trasa było ciekawa i dobrze oznaczona. Pogoda dopisała, świeciło słońce i wiał chłodny wiatr. Na szczęście nie padało, mimo iż takie były prognozy. Co prawda około 12, czyli tuż przed startem, na niebie pojawiły się ciemne chmury, ale wiatr szybko je przegonił. Pierwsza część trasy biegła asfaltem, a później przez las i polnymi dróżkami.
Organizacja zawodów była bez zarzutu. Przygotowano szatnie i przechowalnię depozytów. Odbiór pakietów startowych, a po biegu depozytu, przebiegał sprawnie i szybko.
Jestem z siebie bardzo zadowolona. Kondycja kondycją, ale psychika też jest ważna, a dziś moja głowa stanęła na wysokości zadania. Opłacało się trenować :)
A już za tydzień kolejne wyzwanie - Spartan Race Sprint w Budapeszcie... AROO!!
Kinga
Trasa było ciekawa i dobrze oznaczona. Pogoda dopisała, świeciło słońce i wiał chłodny wiatr. Na szczęście nie padało, mimo iż takie były prognozy. Co prawda około 12, czyli tuż przed startem, na niebie pojawiły się ciemne chmury, ale wiatr szybko je przegonił. Pierwsza część trasy biegła asfaltem, a później przez las i polnymi dróżkami.
Organizacja zawodów była bez zarzutu. Przygotowano szatnie i przechowalnię depozytów. Odbiór pakietów startowych, a po biegu depozytu, przebiegał sprawnie i szybko.
Jestem z siebie bardzo zadowolona. Kondycja kondycją, ale psychika też jest ważna, a dziś moja głowa stanęła na wysokości zadania. Opłacało się trenować :)
A już za tydzień kolejne wyzwanie - Spartan Race Sprint w Budapeszcie... AROO!!
Kinga
środa, 8 kwietnia 2015
Kalendarz biegowy po retuszu ;)
Dużo się dzieje w tym roku, więcej biegania, mniej treningu siłowego (ten nadrobię w zimie).
A dzisiaj pocisnęłam kraula na basenie i dostałam pochwałę od instruktora :) Jest motywacja, żeby trenować dalej.
Kinga
A dzisiaj pocisnęłam kraula na basenie i dostałam pochwałę od instruktora :) Jest motywacja, żeby trenować dalej.
Kinga
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Perły Małopolski
...czyli co mnie czeka za tydzień...
Mam nadzieję, że pogoda się jednak poprawi. Co prawda biegałam już po śniegu, ale zawsze to przyjemniej i bezpieczniej, kiedy nawierzchnia jest sucha i nie trzeba się martwić ewentualnym skręceniem kostki albo tzw. zaliczeniem gleby. Do zawodów został prawie tydzień, więc jest szansa na bardziej sprzyjającą i wiosenną aurę.
Podobno trasa nie jest bardzo wymagająca, choć mnie osobiście trudno to ocenić, bo będę tam biegła pierwszy raz. Na pewno zdam relację.
Źródło: Perły Małopolski
Myślę, że jestem dobrze przygotowana. Z resztą przede wszystkim liczy się dobra zabawa!! :)
Kinga
Mam nadzieję, że pogoda się jednak poprawi. Co prawda biegałam już po śniegu, ale zawsze to przyjemniej i bezpieczniej, kiedy nawierzchnia jest sucha i nie trzeba się martwić ewentualnym skręceniem kostki albo tzw. zaliczeniem gleby. Do zawodów został prawie tydzień, więc jest szansa na bardziej sprzyjającą i wiosenną aurę.
Podobno trasa nie jest bardzo wymagająca, choć mnie osobiście trudno to ocenić, bo będę tam biegła pierwszy raz. Na pewno zdam relację.
Źródło: Perły Małopolski
Myślę, że jestem dobrze przygotowana. Z resztą przede wszystkim liczy się dobra zabawa!! :)
Kinga
niedziela, 5 kwietnia 2015
Rower wyprowadzony na spacer
Mimo wiatru i śniegu, postanowiłam jednak pojeździć na rowerze i nie żałuję. Czuję się zdecydowanie lepiej. To jest chyba uzależnienie od ruchu, ale ja po prostu nie potrafię cały dzień siedzieć przed telewizorem...
Przejechałam 15,68 km, czyli całkiem niezły dystans. Myślę, że wyszło mi to na dobre. Teraz już relaks w wygodnym fotelu :)
Kinga
Bieganie weszło mi w krew
Są święta i prawdopodobnie większość ludzi spędza czas przed telewizorem, zagryzając różne pyszności. Ja przeciwnie, mimo niesprzyjającej pogody, staram się aktywnie spędzać czas. Wczoraj biegałam. Jestem zadowolona, bo zrobiłam ponad 9 km. Co prawda popełniłam klasyczny błąd, to znaczy za krótko odczekałam po obiedzie i na początku biegło mi się naprawdę kiepsko, ale jakoś dałam radę...
Potem zrobiłam jeszcze krótki trening siłowy - 15 -10 -5:
back squat 17 kg
swing 7 kg
deadlift 17 kg
thruster 10 kg
spięcia brzucha
Wisienką na torcie było 15 pompek tricepsowych.
Dziś chcę pojeździć na rowerze. Słońce wygląda zza chmur, więc może nie będzie najgorzej. Trzeba jakoś spalić kalorie, choć przyznam otwarcie, że do tematu świątecznego obżarstwa podchodzę bardzo zdroworozsądkowo. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem!! :)
Przede mną kolejne wyzwanie - półmaraton w Niepołomicach, już 26 kwietnia - trzeba trenować... Dobrze, że połknęłam bakcyla.
Kinga
Potem zrobiłam jeszcze krótki trening siłowy - 15 -10 -5:
back squat 17 kg
swing 7 kg
deadlift 17 kg
thruster 10 kg
spięcia brzucha
Wisienką na torcie było 15 pompek tricepsowych.
Dziś chcę pojeździć na rowerze. Słońce wygląda zza chmur, więc może nie będzie najgorzej. Trzeba jakoś spalić kalorie, choć przyznam otwarcie, że do tematu świątecznego obżarstwa podchodzę bardzo zdroworozsądkowo. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem!! :)
Przede mną kolejne wyzwanie - półmaraton w Niepołomicach, już 26 kwietnia - trzeba trenować... Dobrze, że połknęłam bakcyla.
Kinga
Subskrybuj:
Posty (Atom)